poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 4

Z moich rozmyśleń o niczym wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.

Od: Nieznany
To jeszcze nie koniec .

***
Obudziłam się sama nie wiem o której. Uchyliłam delikatnie oczy, ale szybko je zamknęłam przez rażące mnie światło słoneczne, przebijające się przez rolety. Powoli uniosłam się na łokciach i rozejrzałam po moim pokoju, który nie zmienił się za wiele od ostatniej nocy. Ale chwila! Co ja robię na łóżku? Przecież zasnęłam na podłodze, przy zamkniętych drzwiach. Ale co mnie to obchodzi, która jest godzina? Chwyciłam mój telefon, na którym były dwa nieodebrane połączenia od Harrego z wczoraj i dziś oraz kilka od Lottie, sprawdziłam godzinę, było koło siódmej. Zwlekłam się z łóżka, zauważyłam że byłam w ciuchach z wczoraj, wiec poszłam się przebrać umyć i umalować.
Już ubrana w moje ulubione leginsy w czarno-białe niezidentyfikowane wzory, czarną bokserkę, skórzaną kurtkę z ćwiekami i śliczne botki zaszłam na dół. Wrzuciłam jabłko do torby z książkami i podeszłam do czajnika by zrobić sobie kawę. Usiadłam z ciepłą cieczą na wysokim krześle i napawałam się tą ciszą, która mnie trochę przerażała, bo gdzie był Victor, przecież on zawsze robi mi śniadanie. Zostawiłam resztkę napoju w kubku na blacie w kuchni, bo musiałam już jechać do szkoły. Wzięłam ze sobą jeszcze torbę w rękę, a z komody kluczyki do samochodu i moje okulary przeciw słoneczne.
***
Wcisnęłam w klakson na kierownicy, w czasie jazdy. Ta co za wyczyn, na jedną rękę.
-Wiedziałem, że przyjedziesz.
-Dlatego szedłeś na piechotę w stron szkoły –odgryzłam się Harremu.
-Nie, dlatego mój „marszy” był tak wolny, byś zdążyła.
-Już się tak nie wymądrzaj tylko wskakuj idioto –posłuchał i zajął miejsce obok.
***
                Dzień jak co dzień nic niezwykłego się nie działo, a ja umieram z głodu, ale na szczęście teraz była przerwa na lunch. Mój stolik był przy oknie. Zawsze tam siedzieliśmy z Harrym, a nikt nie śmiał zająć nam tego miejsca. Tym razem było inaczej jakich cwel w kapturze siedział tam i jak gdyby nic jadł sobie. Aż się we mnie zagotowała rozumiem, że to tylko miejsce, ale moje miejsce!
                Popatrzyliśmy się na siebie z Harrym i widziałam ten jego błysk w oku, chyba zapowiada się na rozróbę! Wszyscy chyba poczuli jak powietrze zgęstniało, a ja zauważyłam że większość uczniów przypatruje się sytuacji, która zaraz zajdzie. Jedni z zaciekawieniem, inni z jednak z ukrycia, a reszta tylko co chwile zerkała.
-Koleś spadaj stąd. –Harry w końcu odezwała się tym swoim zachrypniętym głosem.
                Jednak osobnik nieznany nam nadal siedział na miejscu, nawet odrobinę się nie ruszając. Moja cierpliwość sięgała zenitu. Najwyraźniej Harrego też bo złapał gnojka za jego szmaty i wciągnął z łatwością do góry.
-Nie słyszałeś co się do ciebie mówi, spierdalaj stąd.
-A co z przyjaciółmi nie chcesz już siedzieć?
                Znałam ten głos, Loczek także, jednak nadal go nie puścił. Biłam się ze sobą czy mam się w trącić, ale wolałam by mój przyjaciel sam to załatwił.
-Jakich przyjaciół... Zayn –przy ostatnim słowie zrobił chwilę przerwy i wysyczał jego imię.
-Stary uspokój się, możesz ze mną usiąść –Zayn wyrwał się z uścisku.
Czy on właśnie pozwolił mu usiąść, a czy ktoś się pytał o jego zdanie.
-Lepiej idź sobie zanim...
-Harry jak zawsze wybuchowy. Nie denerwuj się tak możesz z nami usiąść...
-Jakimi nami to ty się tu dosiadłeś nie będziesz mną pomiatał wypierdalaj do tych gejów!
-Nie martw się twoja księżniczka też może się dosiąść –odwrócił głowę w moją stronę.
                W tym Momocie przypomniało mi się co ja tu w ogóle robię, że w cale nie jestem tylko obserwatorem, a siedzę w tym gównie po czubek nosa. W jednej chwili cała moja odwaga zniknęła, a cała osobowość, którą budowałam od pół roku wyparowała, przez niego. Zastygłam w bezruch nie wiedziałam kompletnie jak się poruszać, oddychać, odzywać. Nic! Zero reakcji. Minęło może dwie minuty, a ja myślałam, że wpatruje się we mnie z kilka godzin. Przez te 2 minuty, 120 sekund, milisekund, 120000000 mikrosekund, 120000000000 nanosekund...mogłabym tak wyliczać dalej, ale jednostki mi się skończyły, a  ja nadal stałam nie ruszając się.
-Cher? –szepnął Harry
-Hm? -Przeszłam wzrokiem na niego, a on kiwnął tylko na Zayna głową.
-Wydaje mi się, ż-ż-że powinieneś już iść. –jąkałam, serio Cher ty się jąkasz?!
-To źle ci się wydaje, to miejsce jest już zajęte –denerwował mnie.
-Ale ty masz racje, jest zajęte –podeszłam do stolika, a Harry spojrzał się na mnie dziwnie –przez nas! –zrzuciłam jego tace ze stołu, która z hukiem trzasnęła o ziemię. Wszystkie oczy nagle spojrzały na mnie. Stara Cher znów wróciła –A teraz zmiataj stąd!
-Bo co. –przybliżył swoją twarz do mojej, dzieliły nas centymetry.
-Bo cię zniszczę –wyszeptałam, tak by tylko on mógł usłyszeć.
                Chyba zrozumiał, bo odwrócił się i wyszedł ze stołówki. A ja widziałam jak Louis i Niall próbują go zatrzymać, ale on przepchnął się między nimi, coś szepcąc do siebie. Po tym jak zniknął wzrok blondyna i bruneta zatrzymały się na mnie, a ja się triumfalnie uśmiechnęłam do nich.
-Cher? –złapał mnie za rękę Harry.
-Siadaj –pociągnęłam go na miejsce.
***
-Czy ta impreza u ciebie nadal aktualna?
-Nie mam pojęcia. Jak na razie nie mam ochoty na imprezowanie.
                Harry westchnął na moje słowa. Było już po lekcjach i siedzieliśmy jak zawsze u mnie na kanapie. Nikogo w domu nie było, a my się wylegiwaliśmy na kanapie, znaczy się ja, bo miałam rozłożone nogi na Harrym. Razem się śmialiśmy dopóki:
-Cher mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.
-Czy ty nadal go kochasz?
                Wiedziałam, że kiedyś się o to zapyta. Ktoś musiał.
-Harry to jest nie możliwe, ponieważ  teraz jedynym mężczyzną moim życiu jesteś ty i nie ma miejsca na innego idiotę.
-Ale no wiesz gdyby jednak była taka możliwość, to ty byś...?
-Nie. Nie kocham go i nigdy go więcej nie pokocham. Czy taka odpowiedź cię zadowala?
-No powiedzmy...?
-Co, podważasz moją elokwentność? .
-Łoł skąd ty takie słowa znasz?
-Z książek. –zapadła cisz, ale po chwili razem zaczęliśmy się głośno śmiać.
                Dzięki Harremu zapomniałam o tym wszystkim złym co się wydarzyło. Zawsze potrafił mnie rozśmieszyć, dlatego siedzieliśmy u mnie cały wieczór, dopóki...
-Co to było? –zapytałam zdziwiona
-Jakiś huk z dołu?
-O nie, chodź lepiej –szarpnęłam go za rękę i zbiegliśmy na dół.
To co zobaczyłam zbiło mnie totalnie z tropu. Moja mama z Zaynem stali w drzwiach obładowani siatkami ze sklepu. Po co im tyle jedzenia?! I tak nigdy nie jemy razem.
-Cześć skarbie. Może nam pomożesz.
-Yyy... – na chwile mnie zatkało –raczej nie.
-Niech pani ta te siatki. –Harry dobry człowiek jak zawsze musi się wykazać.
Może jeszcze nie mówiłam, ale moja matka nie przepada za Harrym albo raczej powinno się powiedzieć, że go toleruje. Loczek za każdym razem próbuje się do niej podlizać. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia po co on to robi, ja po prostu ją olewam. Jednak jak Harry się uprze nie da się go odciągnąć od tego.
-Chodź skarbie idziemy do kuchni.
-A po co ja tam. –po prostu weszła do pomieszczenia zwaną kuchnią, jak dla mnie to po prostu pokój z lodówką, gdzie byli już chłopcy. –O co się w ogóle rozchodzi?
-Dziś jest rodzinna kolacja. Albo raczej ¾ rodziny zje razem posiłek –zachichotała, z czego ona się cieszy z własnej głupoty?
-Nie możemy tego przełożyć jak Robert wróci, albo najlepiej niech Victor coś ugotuje, a każdy zje u siebie.
-Jak ty mówisz na ojca? –Wzruszyłam ramionami –To  będzie rodzinny obiad z okazji powrotu Zayna, a zresztą Victorowi dałam dzień wolnego.
Dopiero teraz na niego spojrzałam. Głupkowato się uśmiecham, nie wiadomo do kogo i z czego.
-Tylko rodzinny znacząco popatrzyła się na Harrego. –A mój przyjaciel tylko się przypatrywał tej sytuacji opierając się rękami o blat.
-On też należy do rodziny, więcej czasu spędzam z nim niż z wami, bo was i tak nigdy nie ma! – wszystkie pary oczu w tym samym czasie zwróciły się na mnie, przez mój wybuch.
-I tak już szedłem, chodź Cher odprowadzisz mnie do drzwi.
-Sam się odparować. –usłyszałam tylko szept Zayna, ale go zignorowałam.
-Nie zostawiaj mnie z tymi idiotami –szepnęłam do Loczka.
-Poradzisz sobie, do jutra Cher –cmoknął mnie w policzek.
Spuściłam głowę z bezradności, jestem skazana na ten ”cudowny” wieczór. Gdy znów spojrzałam na przyjaciela przechodził przez bramę mojego domu i spojrzał na mnie przez ramie.
-H-E-L-P –powiedziałam bezgłośnie, chłopak z burzą loków tylko uśmiechnął się współczująco.
-Cher!
-Ide!
-Chodź zrobimy super kolacje.
-Taaa -przeciągnęłam ostatnią literę by pokazać jak bardzo (nie)podoba mi się ten pomysł, aż tryskam energią, jej ten sarkazm.
-To wspaniałe, że wreszcie będziemy całą rodziną razem. Co nie Cher
-Taaa –i w tym momencie odłączyłam się.
Jak dla mnie każde następne słowo wypływające z jej ust brzmiało tak: -Blabla blablablabla. Wymyśliła sobie jakieś kolacyjki. Po co, by pochwalić się przed Zaynem jaka z nas znów cudowna rodzinka?
-A jeszcze cudowniej, że Zayn wymyślił, abyśmy razem zjedli kolacje.
-Taaa –zaraz, co! Co on do cholery knuje?
-Będziemy mogli wreszcie pobyć sami znaczy się , sami, ale sami z rodziną, razem.
-Sama już się plączesz w zeznaniach.

Poszłam usiąść do stołu, bo podobnież kolacja gotowa. Jednak ja wcale nie byłam głodna, miałam ochotę stąd uciec jak najdalej i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie.

~ ~ ~
Jak obiecałam dodaje następną część, co raz bliżej Święta i ostatni tydzień do szkoły. Mam nadzieje, że ktoś tu wpada i jeśli to czytasz wstaw komentarz nawet z głupim "Cześć" albo "Fajne" może nawet "Super", a dla mnie to dużo znaczy. 
Chcę, aby ten blog chodź trochę był regularny, dlatego raz w tygodniu w ostateczności 2 razy w tygodniu coś cię pojawi.
xo Izzy

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 3


Ja z Harrym też poszliśmy, by pogratulować zwycięscy. Wtem drzwi się otworzyły, a z nich wyszła postać...

...chłopaka? Chłopaka w czapce z daszkiem i czarnej kurtce. Szlak, a ja już myślałam, że wygra dziewczyna inna niż ja. Może nie miałam zbyt dobrego samochodu, ze względu na to, że starzy by się skapnęli do czego go wykorzystuje, przecież aż tacy głupi nie są, ale jakoś mi szło.  Zaraz! Nagle osłupiałam, ja tego chłopaka znam. Zdjął czapkę, a z pod niej wyszły kruczoczarne włosy. Przecież to... to Zayn. Szybko odwróciłam się plecami do niego, ale nadal tam stałam, po prostu nie mogłam się ruszyć. Dla pewności jeszcze raz się odwróciłam i zerknęłam na niego, a wtedy nasze tęczówki się potkały. Byłam taka wściekła na siebie, że dałam się nabrać. Uśmiechnęłam się chamsko i chciałam się przepychać, w stronę swojego samochodu, ale tłum ludzi mi to uniemożliwiał.

-I co miła niespodzianka!- zawołał złośliwie ponownie tego dnia Niall. Jak on lubi się nade mną znęcać. Zresztą ja też nad nim.
-Nie raczej zawód, że nie miałeś wypadku. –patrzył na mnie wściekły, a ja na niego.
-A nie przywitasz się, ze starym znajomym. –zapytał sarkastycznie
-Z Jamesem już się widziałam.
-Przecież wiesz o kim mówię, nie udawaj głupiej.
-Głupia byłam przyjaźnią się z wami wszystkimi.- aż się we mnie zagotowało.
-Tchórz!
Teraz to już mnie mało obchodziło, co o mnie pomyślą. Mogła nazywać mnie tchórzami albo innymi szmatami. Ja po prostu usiłowałam stamtąd uciekać jak najdalej. Odeszłam od niego po drodze potrąciłam go ramieniem, by przejść.

***
-Cher uśmiechnij się wreszcie, jest tak ładnie, a ty cały dzień siedzisz w łóżku, w moim łóżku.
-Jak chcesz mogę się wyprowadzić.
-I gdzie niby pójdziesz? Bo do domu wątpię.
-Gdziekolwiek. –już szłam by zabrać swoje rzeczy.
-Nie wygłupiaj się. –złapał  mnie za przedramię.
-Ja mam się nie wyłupiać. To ty daj mi spokój.
-Cher spokojnie, jestem za ciebie odpowiedzialny i nigdzie cię nie puszczę.
-Już nie jesteś, jestem dorosła. Dam ci już spokój, bo tak musisz się mną zajmować.
-Łapiesz mnie za słówka!
-Odciążę cię z tego obowiązku, wyprowadzając się stąd. Będziesz mógł się pieprzyć w końcu z tymi wszystkimi ździrami. –wszystko co miałam w ręku, czyli moje ubrania, rzuciłam w miejsce w którym stałam.

Skierowałam się w stronę wyjścia. Byłam pewna, że teraz za mną nie pójdzie. Wiedziałam co powiedzieć,  by go zabolało. To samo powiedziała mu jego była zrywając z nim, którą tak bardzo kochał. Teraz trochę żałuje, że tak go potraktowałam, przez ten niewyparzony język.
***
Od paru godzin włóczyłam się po mieście, wypalając już chyba całą paczkę fajek. To była pierwsza poważna kłótnia z Harrym. A także z Lot. Zayn wrócił. A ja jestem w tym samym gównie co pół roku temu, no prawie...

-Cher zaczekaj! –usłyszałam za plecami, ale nie reagowałam modląc się w myślach, ze ten ktoś mówi do innej osoby, może do tego chłopaka, który przed chwilą przechodził obok mnie, kogo ty chcesz oszukać?!
W końcu się odwróciłam:
-Co jest? –zapytałam łagodnie.
-Chciałam pogadać, no wiesz- a kto niby chciałby ze mną gadać w takim stanie? Lottie.
-Teraz już wszystko wiem, okłamałaś mnie, albo raczej nie powiedziałaś mi czegoś tak bardzo ważnego.
-Wiesz, że nie chciałam.
-Wiem. –odwróciłam się od niej i dalej szłam swoją drogą
-Czy teraz już wszystko jest ok.
-Nie. Powiedziałam, że wiem, ale nie, że rozumiem.
-Przepraszam cię. –spuściła głowę.

Wiedząc, że już nic nie wskóra odeszła. Szłam sobie już pustą drogą, w końcu nikt normalny nie chodzi o tej godzinie samemu po mieści. Ciemnie uliczki nigdy mnie nie straszyły, to był mój drugi dom. W ciągu tak krótkiego czasu, tak wiele się zdarzyło. Pamiętam ten okropny list od Zayna, który zmienił wszystko. Nadal go trzymam zawsze przy sobie, bo gdy myślę o nim i o nas, ten list mi przypomina jakim jest kutasem. Krótki list, a tak raniący:



Droga Cher
Sam nie wiem po co piszę ten list, może po to by moje sumienie się zamknęło, w końcu. A może po to, bo mi na Tobie zależy zależało. Tak nagle wyjechałem nawet porządnie się z Tobą nie żegnając.
Ale to już się skończyło, nie ma już nas i nigdy nie było. Może dawałem Ci złudne nadzieje, ale nie chciałem tego. Nie chciałem takiego życia. Znudziłem się tym i Tobą, dlatego wyjechałem i nie wiem kiedy wrócę. Prawdopodobnie w przyszłym roku, ale Ty już  będziesz dorosła i niepotrzebna mi. Jeśli myślisz, że wrócę dla Ciebie to jesteś żałosna. Nie obwiniam Cię o nic. Biorę wszystko na siebie. Ale nie bądź zła, że jak wrócę to wszystko może się zmienić. I sanshini nie płacz.
Już nie twój Zayn.

Już nawet nie pamięta jak na niego mówiłam, a jak on na mnie, a może to tylko literówka. A z resztą nie interesuje mnie to. Wcale, że nie. –odezwało się moje sumienie. Myślałam, że już dawno go nie mam. Właściwie to co ja robie na tej ulicy, w końcu mogę wrócić do domu. Do swojego domu, gdzie on pewnie siedzi sam zamkniętym pokoju. A może będzie na ciebie czekał .–znów odezwał się ten dziwny głosik w mojej głowie.
Szybkim krokiem zaczęłam się kierować w stronę mojego samochodu, gdzie go zaparkowałam? Muszę jak najszybciej jechać do domu się położyć, bo jestem już tym wszystkim zmęczona. W końcu mam prawo iść do własnego domu i odpocząć. Mam tylko wielką nadzieję, że starzy nie zrobią mi kolejnego nudnego wykłady, na temat odpowiedzialności, bo dwie godziny pójdą się jebać.

***
Wchodząc po cichutku do domu zastała mnie... cisza? Co do jasnej cholery się tu dzieje, czemu nikogo tu nie ma. Nawet naszego lokaja. Ojciec już dawno powinien wrócić z pracy? Trochę mnie to przerażało w takich sytuacjach pewnie poszłabym do Lot, bo nie lubię sama siedzieć, w takiej ciszy.
Biegiem ruszyłam po schodach do swojego pokoju, po drodze omijając jak słoń po kilka schodków. Przerażała mnie ta pustka, jak wtedy, gdy miałam cztery lata. Dlatego jak małe dziecko ze spuszczoną głową poszłam w stronę mojego królestwa. Zamknęłam z hukiem drzwi, no co w końcu nikogo nie ma, a musiałam się jakoś wyczyść. Zsunęłam się po nich, chowając głowę w kolana, a oczy w dłonie. Tak strasznie chciało mi się płakać, ale z niewiadomych przyczyn, żadna łza nie chciała spłynąć.
Gdy już tak tu sama w ciemności siedziała przypominało mi się mnóstwo miłych rzeczy, które mnie spotykały, a ja tu siedzę i się smucę. Jednak te wszystkie chwile z dzisiejszej perspektywy są takie smutne i przygnębiające.

***
-Czy ty kiedykolwiek trafisz do tego kosza? –jęknął Zayn
-Zapewne nie –znów rzuciłam, ale i tak mi się nie udało
-To po co ja tu w ogóle stoję?
-By mi kibicować?
-Sam nie wiem. –powiedział pod nosem i pokręcił głową z bezradności
-Ale spójrz na to z innej strony jest ładna pogoda, a my byśmy siedzieli w domu? –na chwilę zaprzestałam moich prób, by trochę przekonać o mojej racji.
-Jeśli dla ciebie ładna pogoda to minus jedenaście stopni i ani grama śniegu to ja nic już nie rozumiem.
-Ja też, ale czy nie o to chodzi? –znów kolejna próba rzutu
-To nie ma sensu ,czy ty zawsze musisz mówić tak poplątanym językiem, zaprzeczając  temu co mówisz?
-Wiem, a czy ty zawsze musisz mieć racje?
-Sam nie wiem... –sztucznie się zastanawiał –TAK! -podbiegł do mnie i wyrwał piłkę robiąc dwutakt i trafiając do kosza.
-Tak to się robi sunshine! Zayn Malik trafił do kosza za dwa punkty cała arena krzyczy! –udawał komentatora –A teraz wspaniała Cher Lloyd trzyma piłkę i czeka na rzut za trzy punkty. Jeśli trafi wygra mecz, w jej rękach jest zwycięstwo lub przegrana jej zespołu. Przygotowuje się. Rzuca i...trafia?
-Tak! Cała arena krzyczy –teraz ja udawałam jego.
-Ale jak ty, przecież ty nigdy nie...?  –wymachiwał śmiesznie rękami.
-Oj Zayni może masz zawsze racje, ale ja zawsze postawie na swoim i wreszcie mi się udało –powiedziałam z taką powaga w głosie, jak na jakimś przemówieniu, kładąc obydwie ręce na jego ramionach.
***
Zawsze mnie wspierał, nawet jeśli tego głośno nie mówił, miałam go obok siebie. Ale gdy wyjechał, musiałam nauczyć sama sobie radzić. Być samodzielnym nie jest proste, ale wtedy zbliżyliśmy się z Harrego. Myśleliśmy, że z tego coś wyjdzie, ale jakoś tak zostaliśmy przyjaciółmi i jest nam z tym dobrze. Dlatego teraz chodzą plotki, że jesteśmy parą. Jednakże niedoszłą.
Z moich rozmyśleń o niczym wyrwał mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.

Od: Nieznany


To jeszcze nie koniec...

~ ~ ~
Wreszcie coś jest! (JEJ!) Ostatnio zapomniałam coś dodać, dlatego jutro albo pojutrze także coś się pojawi. A niedługo przed świętami, czyli w nadchodzącym tygodniu będzie niespodzianka. Nie wiem czy wam się spodoba, ale na pewno to jakaś odskocznia od zwykłych rozdziałów. 
Pozdrawiam was bardzo serdecznie i mam nadzieje, że nie chorujecie

BŁAGAM WAS NA KOLANA (HEH) O KOMENTARZE
xo Izzy

sobota, 22 listopada 2014

Twitter info.

Szybka informacja:
Zapraszam na mojego twittera  
A także oznaczajcie mnie
xo Izzy

Rozdział 2


„Uwaga wszystkim przyjechał nasz honorowy gość...-odezwał się jakiś koleś z megafonu- ...chodź tu, nie wstydź się...

...Zayn, chodź do nas!”

Co!? Kolejny raz to powtarzam, tym razem w myślach. Wszystko dopiero złożyło mi się w całość.
Ale jak to, miał wrócić wieczorem. Idiotko wróci wieczorem, ale do domu. Czemu ja jestem taka głupia, i czemu ponownie komuś zaufałam , przecież wszyscy i tak mnie okłamują, czemu myślałam, że jest moją przyjaciółką.
Swój wściekły wzrok przeniosłam na bezbronną Lottie. Moje mięśnie się napięły i naprawdę prawie się na nią rzuciłam, ale Harry złapał mnie za ramiona i trzymał mocno, stojąc za mną.

-Nie rób nic, czego będziesz potem żałować.- szepnął mi do ucha.

Właśnie to zrobiłam, ufając jej. Już nie słyszałam co się dzieje w okół mnie. Może Loczek miał rację powinnam się uspokoić, ale jak! Wypuściłam głośno powietrze i zaczynałam się powoli rozluźniać. Gdy przyjaciel poczuł, że już wszystko okej to rozluźnił uścisk, ale jeszcze mnie nie puszczał wiedząc, że nie wiadomo co mi przyjdzie do głowy.

-Jak mogłaś- mówiłam spokojnie, a Lottie jeszcze bardziej się wystraszyła moim stanem- czemu, czemu mi nie powiedziałaś?

-Nie mogłam, bałam się.

Nagle wszyscy zaczęli klaskać na cześć chłopaka który był tym pieprzonym honorowym gościem. Zauważyłam, ze Niall i Louis się ulotnili i stali już daleko od nas obok czarnowłosego.

-Nie chciałam cię bardziej zranić.
-Mnie już nie da się bardziej zranić, a i tak wiedziałam, że dziś wraca. Pogadamy kiedy indziej.- odwróciłam się w stronę Harrego i kiwnęłam głową w stronę wyjścia.

Chłopak od razu zrozumiał, razem kierowaliśmy się w stronę wyjścia. Dla otuchy złapał mnie za rękę. Czułam na sobie czyjś wzrok, ale bałam się, ze to jego wiec spuściłam głowę i szłam dalej.
Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy do Loczka domu, tak po prostu. Całą drogę milczeliśmy, albo raczej ja się nie odzywałam, bo Harry próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt, ale bezskutecznie. Nim się obejrzałam, byliśmy na miejscu. Zaparkowałam do garażu obok jego mieszkania, bo stał pusty i zgasiłam silnik, a my nadal siedzieliśmy w ciszy.

-Chodź, dziś nocujesz u mnie.

Zabrał mnie do siebie, do sypialni. Usiedliśmy na łóżku, a ja od razu wtuliłam się w niego i zaczęłam cichutko szlochać.

-Cher.-chyba nawet nie czekał na moją odpowiedź, bo zaczął dalej mówić-Nie płakałaś, gdy uciekł ci pies, którego dostałaś od Niego, gdy zmarła ci babcia, nie płakałaś , po kłótni z rodzicami, gdy dostałaś od Niego list też nie, a nawet  wtedy, gdy wyjechał i cię zostawił- potrafi dobić-Ale, nie rozumiem czemu płaczesz teraz. Cher? Spójrz na mnie sunshine.- podniosłam głowę oraz delikatnie uśmiechnęłam się, bo właśnie tak nazywał mnie Zayn, a Harry doskonale wiedział o tym, że poprawi mi tym humor, ale znów pomyślałam ile nas łączyło i co się stało, a jedna samotna łza powoli zaczęła spływać po mojej bladej twarzy- nie płacz już, bo wiesz jak nie lubię jak się smucisz.

-Dobrze.- zamruczałam jak mała dziewczynka
-Ok żołnierzu teraz idziesz się umyć i oglądamy film.- powiedział grubym głosem jak na tych komediach.
-Tak jest sierżancie Styles- wstałam na baczność i zasalutowałam.
-Spocznij.

Chciałam już iść do jego łazienki, ale jeszcze raz się w niego wtuliłam szepcząc cichutko „Dziękuje”, do jego ucha.

***

Już czyściutka i przebrana w swój dres, który zawsze czysty czeka na mnie tu  i bluzkę Harrego pomaszerowałam do salony. Rozwaliłam się na kanapie i razem zaczęliśmy oglądać film. Był chyba denny, sama nie wiem , bo szybko zasnęłam, a może to nie film był słaby, a ten dzień?

Ranek

-Przestań już.
-Nie. –sprzeciwił się chłopak
-Doskonale wiesz, że czym dłużej będziesz mnie namawiał  tym ja będę trwała przy swoim.
-Wiem, ale warto spróbować.

Harry cały ranek namawiał mnie, żebym pojechała do Lottie i pogadała z nią. Ale ile można gadać właściwie jest już wieczór, a on jest nadal taki uparty. Wiem, że ma rację, ale ja jak na razie nie mam siły na to. Nie jestem gotowa na tak po prostu wybaczenie jej. Jestem na nią tak cholernie wściekła.
Zmęczona paplaniną loczka poszłam do jego sypialni i wyjęłam zapasowe moje ciuchy z jego szafy. Tym razem ubrałam się w czarne leginsy z wysokim stanem, biały crop top, skurzana kurtka, bez rękawów i szpilki. Zrobiłam makijaż z tego co miałam przy sobie, czyli wytuszowałam rzęsy brązową kredką zaznaczyłam brwi i oczy, a usta pomalowałam pomadką, w kolorze skóry. Wyszykowana poszłam do Harrego, który swoją drogą już dawno był ubrany i czekał przy drzwiach na mnie. Czasem się zastanawiam skąd on wie co ja mam zamiar zrobić.

-To gdzie jedziemy?- zapytałam się go jak zawsze
-Może do Lottie.
-Powtórzę pytanie, gdzie jedziemy.
-Może do...hmm...do ciebie podobnież nikogo niema.
-Skąd  wiesz? No tak Lot. Nie, mam inny pomysł. Jedźmy na wyścigi, dawno nas tam nie było.
-Może.
-Nie obrażaj się...
-Nie jestem obrażony- od razu zaprzeczył.
-Zrobimy imprezę u mnie w niedziele.-zachęciłam go.
-Ok, to jedźmy.-Harry uwielbiał imprezy, a jeszcze bardziej takie, na które przychodzą dziewczyny, jest dużo alkoholu i niezły towar, czyli po prostu lubi moje imprezy.

***

-James!- pomachałam blondynowi i podeszłam do chłopaka, który przyjmował zakłady.
-Cher!- objął mnie w pasie i podniósł do góry.
-Dawno cię nie było.
-No wiesz szkoła- zapadła cisza, a za chwilę obydwoje się głośno zaśmialiśmy.
-Jest z tobą Harry.
-Tak, podrywa jakąś laskę.
-I co będziecie się dziś ścigać- dźgnął mnie łokciem w bok
-Nie, raczej nie.
-Jest duża stawka-pokazał na plik banknotów, który miał w reku.
-Koniec pogadusze dzieciaki, bo ktoś tu chce się ścigać- odezwał się złośliwie Horan, który nagle się pojawił.
-Kto niby, bo nikogo nie widzę- zaczęłam się rozglądać, omijając przy tym farbowanego blondyna.
-Ha ha- powiedział sarkastycznie- w humorze jak zawsze, Lloyd.
-A żebyś wiedział Horan.
-Dawaj kasę i spadaj.
-A co ty dziś się nie ścigasz? Jak mi przykro. –udał, że się smuci.
-Nie twój interes.
-O szkoda, pewnie się boisz, że znów przegrasz?
-Nie. Boję się, że znów wjedziesz w drzewo, gdy ja będę przejeżdżać linię mety, ZNOWU- zaakcentowałam ostatnie słowo.
-Zamknij się głupia szmato.
-Ej Niall uspokój się- opanował go James- wsiadaj do wozu, bo wyścig się zaraz zacznie, ale najpierw zapłać za start.
-Za dwóch.-podął mu kasę
Co Louis też się ściga? Lot by się wkurzyła. O czym ja myślę. Przecież...
-Pieprz się.
-Z wielką przyjemnością.
-Chcesz machnąć flagą, na start?- wyrwał mnie z zamyślenia James.
-Jasne, zawsze chciałam to zrobić- powiedziałam piskliwym głosikiem, jakbym mu była wdzięczna za uratowanie życia, właściwie to jestem mu za to wdzięczna... nieważne.
-Wiem, trzymaj.- podał mi czerwoną flagę i razem poszliśmy na startu.
-Uwaga wszyscy zgłoszeni,  na star!- powiedział przez megafon blondyn, a cztery samochody zaparkowały przed  linią namalowaną sprejem- zasady są łatwe, ale i tak je przypomnę. Po pierwsze nie dać złapać się przez policję, po drugie kto wygrywa zgarnia kasę, a po trzecie niech wygra szybszy. Idź Cher.- zwrócił się do mnie na koniec, klepiąc w tyłek ,a za to dostał w głowę.

Powolnym krokiem szłam w stronę linii. Po drodze przypatrywałam się każdemu samochodowi.
Pierwszy był na sto procę Niall, w końcu on uwielbia niebieskie samochody, tym razem miał Nobla M600, drugim zawodnikiem był Mark, poznaliśmy się przelotnie, był w Ascari A10, w kolorze żółtym, następnie stał srebrny Pagani Huayra , w którym zapewne zasiadał Louis, ale nie bardzo go widziałam, a ostatni to czarny jak smoła  Hennessy Venom GT, w całej okazałości, jeden z najlepszych samochodów świata.  Posiada on 7-litrowy silnik V8 o mocy 1261 KM, przyciemniane szyby i fantastyczny dizajn. To chyba jeden z najcudowniejszych  cudów świata. Gdy już wreszcie stałam na właściwym miejscu:

-Silniki w ruch-odezwały się, usłyszałam różne dźwięki tych maszyn, ale wszystkie inne przyćmił Hennessy, wpatrywałam się jak zaczarowany, a równocześnie przypatrując się, kto w nim siedzi. Chyba jakaś dziewczyna, bo zobaczyłam wiszącą bransoletkę, na lusterku w środku.-Do startu...-flaga w bok- gotowi...-flaga w górę- start!- flaga w dół- wszystkie samochody natychmiastowo ruszyły, rozwiewają mi włosy
-Cher! Chodź jedziemy na metę!- krzyknął do mnie Harry

***
-Harry widziałeś tam wtedy stał Hennessy Venom GT! Na pewno wygra.
-Widziałem jedynie jak wpatrywałaś się w ten samochód jakby był twoim skarbem.- wywróciłam oczami
-Chciałabym- westchnęłam-Myślisz, że wygra , ten samochód to bestia, powinien wygrać...
-Też tak myślę, ale to tylko i wyłącznie w rękach kierowcy.
-Wydaje mi się, ze to dziewczyna, ale pierwszy raz widzę ten samochód na żywo.
-Może, kto to może wiedzieć. O patrz jadą!



Do mety zbliżał się pojedynczy samochód, a tuż za nim żółta plamka. Czyli, że był to Mark, a przed nim...Tak to był Hennessy, który zdolnie zajeżdżał mu drogę przykażdej próbie wyminięcia go. Byli coraz bliżej, a ja zamknęłam oczy, bo nie mogłam na to patrzeć. O boże jak ja się ekscytuje, ostatni raz takie emocje na wyścigach przeżywałam pół roku temu, gdy brał w nich udział Z...Uh...nieważne. Otworzyłam oczy, bo usłyszałam pisk opon, metę pierwszy przekroczył...no pewnie wiedziałam Hennessy Venom GT. Wszyscy zgromadzili się w okół samochodu i zaczęli krzyczeć. Ja z Harrym też poszliśmy, by pogratulować zwycięscy. Wtem drzwi się otworzyły, a z nich wyszła postać...

~ ~ ~
Jak myślicie, to Lot siedzi za kierownicą? Czy może jeszcze nie znana Cher dziewczyna? Mam wielką nadzieje, że się spodobało i do następnego ;)

Piszcie komentarze pod spodem.
xo Izzy


sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 1

***

-Ale jak to wyjeżdżasz?!- krzyknęła płaczliwym głosem.
-Muszę, przykro mi. -pogładził ją po włosach i pocałował w nie.
-Kiedy wrócisz?
-Za 2 tygodnie? Za miesiąc? Rok? Sam nie wiem. -wzruszył lekceważąco ramionami.
-Przestań!
-Za 2 dni, wyjeżdżam, musisz się z tym pogodzić.
Jeszcze bardziej posmutniałam.
-Nie martw się -powiedział twardo -Będę przy tobie do póki świat się nie zawali.
-Ale mi już się zawalił.

***

-Proszę zostań. -powiedziała ze smutkiem w głosie.
-Sorry, ale wszystko już załatwione, ty nic tego nie zmienisz.
-Ale..
-Daj już sobie spokój.
-A gdzie będziesz, czemu ja nic nie wiem?!
-Na szkoleniu.
-Pamiętaj żeby zadzwonić.
-Zobaczymy.
-Czemu taki jesteś?!
-Uspokój się i w końcu ogarnij, to nie koniec świata. Pa. -powiedział jakby się nią brzydził, to właśnie ją najbardziej zabolało.

Już wtedy wiedziała, że swojego Zayna straciła, a jak wróci będzie tylko gorzej. I wsiadł do dużego samochodu, żegnając się głupim „Pa”. Znienawidziła go, ale nadal bardzo kochała.

6 miesiące później
Najgorsze były pierwsze dni. Na początku czułam strach o niego, potem ból, że mnie zostawił, następnie pogardę do siebie, teraz tylko gniew. Nienawidzę go i nic to nie zmieni. Podsłuchałam ostatnio jak ojciec gadał z matką i mówili, że Zayn wraca jutro wieczorem. Na początku cieszyłam się, jak głupia, ale to trwało niecałą minutę, bo potem przypomniało mi się, że ani nie napisał do mnie od pożegnanie, ani razu nie zadzwonił. Kompletne zero, och przepraszam miesiąc od jego zniknięcia przyszedł list do mnie, od niego, że jestem żałosna i nie ma ochoty na kontakt ze mną, ja w tamtym czasie też nie miałam. Zakochałam się w nim przez tak długi czas, a znienawidziłam przez ułamek sekundy.

Następny dzień
Jak zawsze rano wstałam do szkoły, bo dziś piątek, a starzy mi nie odpuszczą jak nie wstanę. Naciągnęłam mocniej kołdrę na głowę. To i tak nic nie dało, bo czułam te ciepłe promienie słoneczne na sobie. Zrzuciłam pierzynę na ziemię i spróbowałam się podnieść, dopiero za czwartym razem mi się to udało, oczywiście z mojego lenistwa. Przeciągnęłam się i głośno ziewnęłam. Zgramoliłam się z łóżka i powędrowałam szurając do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam zęby. Włosy porządnie wyszczotkowałam i zrobiłam sobie makijaż. Wyszłam nadal w ręczniku do mojego pokoju, w którym zostało pościelone łóżko zapewnie przez naszego lokaja. Przebrałam się w moje ulubione czarne rurki, tego samego koloru crop top, kurtkę moro i dla wygody conversy. Zbiegłam na dół do jadalni by wziąć ze sobą jabłko i szybko się stąd ulotnić.

-Panienko Cher, a nie zje panienka porządnego śniadania? -zapytał Victor, lokaj.
-Nie, innym razem.
-Córciu już wychodzisz do szkoły -zauważyłam wchodzącą matkę w szlafroku.
-Taaa -przeciągnęłam chamsko ostatnią samogłoskę, co zresztą mam w zwyczaju -Ale w ogóle co cie to obchodzi -skrzywiłam się, bo już nie mam siły na patrzenie na nią - Naiwniak - powiedziałam sama do siebie
-A gdzie masz torbę z książkami?
Nie odpowiadając trzasnęłam frontowymi drzwiami. Weszłam do garażu, gdzie czekało już na mnie moje nowe autko.

Jak najszybciej się dało odpaliłam silnik i wyjechałam z mojej posesji w stronę domu mojego przyjaciela. Docisnęłam pedał  gazu, bo wiem, że nie lubi, gdy musi na mnie czekać. Po niecałych dziesięciu minutach, byłam przed mieszkaniem chłopaka.

-Łał dziś się nie spóźniłaś.
-Ciebie też miło widzieć Harry.
-Ekstra samochód- spojrzał na mojego ford mustanga z ‘69.

Usiadł na miejscu pasażera obok mnie, a ja ruszyłam, nie czekając  nawet na jego zapięcie pasów, bo i tak by tego nie zrobił.

-Starzy mi zafundowali w nagrodę, że przez ostatnie dwa tygodnie chodziłam grzecznie do szkółki.
-Oh to ja mam do czynienia z wzorową uczennicą. -zaczął mówić tak piskliwym głosem, jak nasza dyrektorką, z którą w końcu tak „dobrze się znamy”.
-Przestań! -zaczęłam się śmiać, sama do końca nie wiem z czego.
-A właściwie to do kąt jedziemy, bo do szkoły raczej nie. -jak on dobrze mnie zna
-Może, na plażę ma być sporo ludzi, bo jest impreza, sama nie wiem z okazji czego.
-Nie martw się i tak się wkręcimy na nią.
-Nie mniemam paniczu Styles -teraz to ja przedrzeźniałam mojego lokaja .

Reszta drogi zeszła nam na gadaniu o pierdołach, z resztą jak zawsze. Harry prawie całą naszą podróż jęczał, że chce się przejechać tym cackiem. A ja mu tłumaczyłam setny raz, że nie, dopóki w końcu nie zda prawka, ponieważ oblał już sześć razy, a świetnie jeździł samochodami. Jednak każdy z egzaminatorów oblewa go za zbyt szybką i gwałtowną jazdę. W końcu dojechaliśmy, ale szukaliśmy wolnego miejsca na parkingu

-O tam jest!- pokazała mi Harry.
-Spoko.

Szybciutko zaparkowałam, na wyznaczonym miejscu, ale prawie ktoś mnie nie stuknął. Jakiś frajer w czarnym BMW, swoją drogą jakiś stary model.

-Idiotka! -tylko usłyszałam i pokazałam mu środkowy palec, żeby się odwalił.

To nie moja wina, że troszeczkę agresywnie jeżdżę. No trudno się mówi.

-Widziałaś, komu przed chwilą zajęłaś miejsce?
-Nie. -powiedziałam obojętnie.
-To był Niall z Louisem.
-Co te dwa barany tu robią?!
-Nie mam pojęcia, ale nie przejmuj się.
-Nie mam takiego zamiaru.
Chłopak wysiadł, a ja jeszcze przez chwilę musiałam jeszcze pozbierać myśli...
-Madmłazel -z zamyślenia wyrwał mnie zachrypnięty, z lekka naciąganym akcentem  głos Loczka.

Zachichotałam i wysiadłam z wozu, zamknęłam go i razem poszliśmy się rozejrzeć.

***

-Strasznie dużo ludzi! -przez głośną muzykę ledwo słyszałam przyjaciela- Chodź, gdzieś! -złapał mnie mocno za rękę i wyciągnął z tłumu.
-Lubię imprezy, ale to lekka przesada. -odezwałam się.
-Spójrz, to chyba jakaś impreza powitalna. -pokazał mi na długi plakat, z napisem powieszony na dwóch sztucznych palmach.
-„Witaj z powrotem stary” -zacytowałam.
-Ciekawe kto to? Może jakiś nasz „stary”znajomy, na pewno...
-Nie filozofuj Harry, lepiej chodźmy się napić czegoś i ty stawiasz, bo nie wzięłam portfela.
-Ok.

Nadal trzymając się za ręce poszliśmy w stronę baru. Często chodzimy za rękę i niektórzy myślą, że jesteśmy parą, ale boją się zapytać, z resztą nie dziwie się, w szkole wszyscy nas znają i wiedzą do czego jesteśmy zdolni, ale i tak zapraszają nas na wszystkie imprezy. Pewnie dlatego, bo, gdy my jesteśmy każdy chce przyjść, można powiedzieć, że jesteśmy popularni, ale raczej z tej złej strony imprezowiczów i wrogów publicznych.

-Siema. -Harry przywitał się z barmanem nawet nie mam pojęcia skąd się znają, Harry ma wszędzie znajomych, a jak on ma to ja też, dlatego zawszę nam sprzedawali alkohol, także inne używki, w końcu dopiero można pić itp. Od 21 roku życia, ale zasady są po to by je lekko naginać-dwa piwa.
-Trzymaj -podał mi jedno. -Ale ty prowadzisz. -cofnął lekko rękę, droczyła się ze miną
-Oj dawaj. –zabrałam mu kufel z białą pianą, upijając łyka.
Tylko się uśmiechnęłam do niego chytrze, a on przewrócił oczami i wiedział od razu o co chodzi. Wyciągnął zapalniczkę i odpalił mi fajka.

-Dzięki, jesteś wielki.
-No wiem mała.
-Tu nie można palić- za naszymi plecami odezwał się głos.
-Wiem, dlatego to robię.
-Oj Lloyd taka śliczna, a taka głupia, wiesz, że się ze mną nie zadziera.
-Oj Niall, w twoich ustach każdy komplement brzmi jak obelga. A jeśli mowa już o ślicznych to gdzie twój chłopak? –udałam, że się rozglądam za nim
-Nie martw się za raz przyjdzie, ale ty już powinnaś iść. -widziałam że się trochę wkurzył, za tego „jego chłopaka”, dlaczego? Bo ktoś, nie mam pojęcia kto, czujesz ten sarkazm, puścił plotkę, że są pedałami. Do geji nic nie mam, ale to śmieszne patrzeć jak się tłumaczą wszystkim, że tak nie jest.

-Idź już, bo tego pożałujesz, obiecuję. -widziałam jak na jego twarzy tworzy się ta pulsująca żyłka.
-Dopiero się rozkręcam, nie ma mowy. - buchnęłam mu dymem w twarz, a on się zakrztusił.
Harry zaczął się śmiać i podszedł bliżej nas:
-Może lepiej ty sobie pójdziesz.
-To moja impreza.
-To dlatego wiesz, że nas się nie wyrzuca, po ostatniej imprezie, u ciebie powinieneś się nauczyć. Mamusia nie dała ci kary, że ktoś przez przypadek, jak ona to mówi –udał, że się zastanawia - ”zrujnował jej ogródek”? Hmm?- odparł chytrze
-Osz ty- prawie się rzucił na Harrego, ale powstrzymał go Louis, a szkoda zobaczyła bym jak blondyn zostaje przybity do ziemi przez bruneta, Harry trenował boks, ale go wyrzucili za lekkie naginanie zasad i za krzywdy wyrządzone przeciwnikom.
-Uspokój się.
-Uratowany, prze ciotę. -zaśmiał się loczek.
-Pożałujesz Lloyd i to jeszcze dziś. -spojrzał umownie na Louisa i się drwiąco zaśmiał.
-Już się nie mogę doczekać. -pomachałam rękami z udawanej ekscytacji
-Tu jesteś Lou! -damski głos wyrwał nasz jakże interesującej wymiany zdań-Wszędzie cię szukałam, chodź za raz będzie.

Spojrzałam zdziwiona na blondynkę, która mówiła do Louisa, chyba mnie i Harrego nie zauważyła, ale my ją owszem i obydwoje wytrzeszczyliśmy oczy.

-Lottie? -zapytałam lekko zdziwiona.
Dopiero teraz raczyła na nas spojrzeć.
-H...Harry? Cher? Co wy tu robicie?
-A ty niby co?
-N-No bo wiecie...-zaczęła się jąkać- Myślałam, że...-przerwała nie wiedząc co powiedzieć.

Rozumiem, że Lottie jest siostrą Louisa, ale powinna mi powiedzieć, że będzie na imprezie jego przyjaciela, w końcu to my jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.

-Co myślałaś, że się nie dowiemy o tym, że tu jesteś, bo chodzimy do innej szkoły i będziesz to trzymała w sekrecie?
-To nie tak Cher.
-To jak wytłumacz nam to. -wtrącił Harry za co byłam mu wdzięczna, bo już nie miałam siły na taki pogaduszki.
-No bo wiecie...nie chciałam was denerwować...
-Co ty gadasz! -w końcu wybuchnęłam  wszyscy wiedzieli, że tak będzie nawet ja.
Lot tylko spuściła głowę. Ale nagle ją podniosła jakby sobie coś przypomniała.
-Cher musicie stąd iść. -powiedziała jakby sobie coś przypomniała
-Co!- krzyknęłam głośniej, własna przyjaciółka wyrzuca mnie z imprezy?
-Proszę Cher, proszę...


-„Uwaga wszystkim przyjechał nasz honorowy gość...-odezwał się jakiś koleś z megafonu- ...chodź tu, nie wstydź się [...]"


~ ~ ~
Teraz dodałam nowy rozdział numer 1. Jestem ciekawa waszej reakcji. Napiszcie mi co mam poprawić, a jeśli macie pytania to też piszcie na dole lub tweetnijcie ( @IzzyRace ). Na pewno zauważyliście, że cały fan fiction napisany jest z perspektywy Cher, jednak pojawią się inny bohaterzy, którzy będą opowiadać o wydarzeniach. Pierwsze spotkanie głównych bohaterów będzie niebawem, więc zachęcam do czytania.

Kolejny rozdział za tydzień lub dwa tygodnie.

xo Izzy