sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 2


„Uwaga wszystkim przyjechał nasz honorowy gość...-odezwał się jakiś koleś z megafonu- ...chodź tu, nie wstydź się...

...Zayn, chodź do nas!”

Co!? Kolejny raz to powtarzam, tym razem w myślach. Wszystko dopiero złożyło mi się w całość.
Ale jak to, miał wrócić wieczorem. Idiotko wróci wieczorem, ale do domu. Czemu ja jestem taka głupia, i czemu ponownie komuś zaufałam , przecież wszyscy i tak mnie okłamują, czemu myślałam, że jest moją przyjaciółką.
Swój wściekły wzrok przeniosłam na bezbronną Lottie. Moje mięśnie się napięły i naprawdę prawie się na nią rzuciłam, ale Harry złapał mnie za ramiona i trzymał mocno, stojąc za mną.

-Nie rób nic, czego będziesz potem żałować.- szepnął mi do ucha.

Właśnie to zrobiłam, ufając jej. Już nie słyszałam co się dzieje w okół mnie. Może Loczek miał rację powinnam się uspokoić, ale jak! Wypuściłam głośno powietrze i zaczynałam się powoli rozluźniać. Gdy przyjaciel poczuł, że już wszystko okej to rozluźnił uścisk, ale jeszcze mnie nie puszczał wiedząc, że nie wiadomo co mi przyjdzie do głowy.

-Jak mogłaś- mówiłam spokojnie, a Lottie jeszcze bardziej się wystraszyła moim stanem- czemu, czemu mi nie powiedziałaś?

-Nie mogłam, bałam się.

Nagle wszyscy zaczęli klaskać na cześć chłopaka który był tym pieprzonym honorowym gościem. Zauważyłam, ze Niall i Louis się ulotnili i stali już daleko od nas obok czarnowłosego.

-Nie chciałam cię bardziej zranić.
-Mnie już nie da się bardziej zranić, a i tak wiedziałam, że dziś wraca. Pogadamy kiedy indziej.- odwróciłam się w stronę Harrego i kiwnęłam głową w stronę wyjścia.

Chłopak od razu zrozumiał, razem kierowaliśmy się w stronę wyjścia. Dla otuchy złapał mnie za rękę. Czułam na sobie czyjś wzrok, ale bałam się, ze to jego wiec spuściłam głowę i szłam dalej.
Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy do Loczka domu, tak po prostu. Całą drogę milczeliśmy, albo raczej ja się nie odzywałam, bo Harry próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt, ale bezskutecznie. Nim się obejrzałam, byliśmy na miejscu. Zaparkowałam do garażu obok jego mieszkania, bo stał pusty i zgasiłam silnik, a my nadal siedzieliśmy w ciszy.

-Chodź, dziś nocujesz u mnie.

Zabrał mnie do siebie, do sypialni. Usiedliśmy na łóżku, a ja od razu wtuliłam się w niego i zaczęłam cichutko szlochać.

-Cher.-chyba nawet nie czekał na moją odpowiedź, bo zaczął dalej mówić-Nie płakałaś, gdy uciekł ci pies, którego dostałaś od Niego, gdy zmarła ci babcia, nie płakałaś , po kłótni z rodzicami, gdy dostałaś od Niego list też nie, a nawet  wtedy, gdy wyjechał i cię zostawił- potrafi dobić-Ale, nie rozumiem czemu płaczesz teraz. Cher? Spójrz na mnie sunshine.- podniosłam głowę oraz delikatnie uśmiechnęłam się, bo właśnie tak nazywał mnie Zayn, a Harry doskonale wiedział o tym, że poprawi mi tym humor, ale znów pomyślałam ile nas łączyło i co się stało, a jedna samotna łza powoli zaczęła spływać po mojej bladej twarzy- nie płacz już, bo wiesz jak nie lubię jak się smucisz.

-Dobrze.- zamruczałam jak mała dziewczynka
-Ok żołnierzu teraz idziesz się umyć i oglądamy film.- powiedział grubym głosem jak na tych komediach.
-Tak jest sierżancie Styles- wstałam na baczność i zasalutowałam.
-Spocznij.

Chciałam już iść do jego łazienki, ale jeszcze raz się w niego wtuliłam szepcząc cichutko „Dziękuje”, do jego ucha.

***

Już czyściutka i przebrana w swój dres, który zawsze czysty czeka na mnie tu  i bluzkę Harrego pomaszerowałam do salony. Rozwaliłam się na kanapie i razem zaczęliśmy oglądać film. Był chyba denny, sama nie wiem , bo szybko zasnęłam, a może to nie film był słaby, a ten dzień?

Ranek

-Przestań już.
-Nie. –sprzeciwił się chłopak
-Doskonale wiesz, że czym dłużej będziesz mnie namawiał  tym ja będę trwała przy swoim.
-Wiem, ale warto spróbować.

Harry cały ranek namawiał mnie, żebym pojechała do Lottie i pogadała z nią. Ale ile można gadać właściwie jest już wieczór, a on jest nadal taki uparty. Wiem, że ma rację, ale ja jak na razie nie mam siły na to. Nie jestem gotowa na tak po prostu wybaczenie jej. Jestem na nią tak cholernie wściekła.
Zmęczona paplaniną loczka poszłam do jego sypialni i wyjęłam zapasowe moje ciuchy z jego szafy. Tym razem ubrałam się w czarne leginsy z wysokim stanem, biały crop top, skurzana kurtka, bez rękawów i szpilki. Zrobiłam makijaż z tego co miałam przy sobie, czyli wytuszowałam rzęsy brązową kredką zaznaczyłam brwi i oczy, a usta pomalowałam pomadką, w kolorze skóry. Wyszykowana poszłam do Harrego, który swoją drogą już dawno był ubrany i czekał przy drzwiach na mnie. Czasem się zastanawiam skąd on wie co ja mam zamiar zrobić.

-To gdzie jedziemy?- zapytałam się go jak zawsze
-Może do Lottie.
-Powtórzę pytanie, gdzie jedziemy.
-Może do...hmm...do ciebie podobnież nikogo niema.
-Skąd  wiesz? No tak Lot. Nie, mam inny pomysł. Jedźmy na wyścigi, dawno nas tam nie było.
-Może.
-Nie obrażaj się...
-Nie jestem obrażony- od razu zaprzeczył.
-Zrobimy imprezę u mnie w niedziele.-zachęciłam go.
-Ok, to jedźmy.-Harry uwielbiał imprezy, a jeszcze bardziej takie, na które przychodzą dziewczyny, jest dużo alkoholu i niezły towar, czyli po prostu lubi moje imprezy.

***

-James!- pomachałam blondynowi i podeszłam do chłopaka, który przyjmował zakłady.
-Cher!- objął mnie w pasie i podniósł do góry.
-Dawno cię nie było.
-No wiesz szkoła- zapadła cisza, a za chwilę obydwoje się głośno zaśmialiśmy.
-Jest z tobą Harry.
-Tak, podrywa jakąś laskę.
-I co będziecie się dziś ścigać- dźgnął mnie łokciem w bok
-Nie, raczej nie.
-Jest duża stawka-pokazał na plik banknotów, który miał w reku.
-Koniec pogadusze dzieciaki, bo ktoś tu chce się ścigać- odezwał się złośliwie Horan, który nagle się pojawił.
-Kto niby, bo nikogo nie widzę- zaczęłam się rozglądać, omijając przy tym farbowanego blondyna.
-Ha ha- powiedział sarkastycznie- w humorze jak zawsze, Lloyd.
-A żebyś wiedział Horan.
-Dawaj kasę i spadaj.
-A co ty dziś się nie ścigasz? Jak mi przykro. –udał, że się smuci.
-Nie twój interes.
-O szkoda, pewnie się boisz, że znów przegrasz?
-Nie. Boję się, że znów wjedziesz w drzewo, gdy ja będę przejeżdżać linię mety, ZNOWU- zaakcentowałam ostatnie słowo.
-Zamknij się głupia szmato.
-Ej Niall uspokój się- opanował go James- wsiadaj do wozu, bo wyścig się zaraz zacznie, ale najpierw zapłać za start.
-Za dwóch.-podął mu kasę
Co Louis też się ściga? Lot by się wkurzyła. O czym ja myślę. Przecież...
-Pieprz się.
-Z wielką przyjemnością.
-Chcesz machnąć flagą, na start?- wyrwał mnie z zamyślenia James.
-Jasne, zawsze chciałam to zrobić- powiedziałam piskliwym głosikiem, jakbym mu była wdzięczna za uratowanie życia, właściwie to jestem mu za to wdzięczna... nieważne.
-Wiem, trzymaj.- podał mi czerwoną flagę i razem poszliśmy na startu.
-Uwaga wszyscy zgłoszeni,  na star!- powiedział przez megafon blondyn, a cztery samochody zaparkowały przed  linią namalowaną sprejem- zasady są łatwe, ale i tak je przypomnę. Po pierwsze nie dać złapać się przez policję, po drugie kto wygrywa zgarnia kasę, a po trzecie niech wygra szybszy. Idź Cher.- zwrócił się do mnie na koniec, klepiąc w tyłek ,a za to dostał w głowę.

Powolnym krokiem szłam w stronę linii. Po drodze przypatrywałam się każdemu samochodowi.
Pierwszy był na sto procę Niall, w końcu on uwielbia niebieskie samochody, tym razem miał Nobla M600, drugim zawodnikiem był Mark, poznaliśmy się przelotnie, był w Ascari A10, w kolorze żółtym, następnie stał srebrny Pagani Huayra , w którym zapewne zasiadał Louis, ale nie bardzo go widziałam, a ostatni to czarny jak smoła  Hennessy Venom GT, w całej okazałości, jeden z najlepszych samochodów świata.  Posiada on 7-litrowy silnik V8 o mocy 1261 KM, przyciemniane szyby i fantastyczny dizajn. To chyba jeden z najcudowniejszych  cudów świata. Gdy już wreszcie stałam na właściwym miejscu:

-Silniki w ruch-odezwały się, usłyszałam różne dźwięki tych maszyn, ale wszystkie inne przyćmił Hennessy, wpatrywałam się jak zaczarowany, a równocześnie przypatrując się, kto w nim siedzi. Chyba jakaś dziewczyna, bo zobaczyłam wiszącą bransoletkę, na lusterku w środku.-Do startu...-flaga w bok- gotowi...-flaga w górę- start!- flaga w dół- wszystkie samochody natychmiastowo ruszyły, rozwiewają mi włosy
-Cher! Chodź jedziemy na metę!- krzyknął do mnie Harry

***
-Harry widziałeś tam wtedy stał Hennessy Venom GT! Na pewno wygra.
-Widziałem jedynie jak wpatrywałaś się w ten samochód jakby był twoim skarbem.- wywróciłam oczami
-Chciałabym- westchnęłam-Myślisz, że wygra , ten samochód to bestia, powinien wygrać...
-Też tak myślę, ale to tylko i wyłącznie w rękach kierowcy.
-Wydaje mi się, ze to dziewczyna, ale pierwszy raz widzę ten samochód na żywo.
-Może, kto to może wiedzieć. O patrz jadą!



Do mety zbliżał się pojedynczy samochód, a tuż za nim żółta plamka. Czyli, że był to Mark, a przed nim...Tak to był Hennessy, który zdolnie zajeżdżał mu drogę przykażdej próbie wyminięcia go. Byli coraz bliżej, a ja zamknęłam oczy, bo nie mogłam na to patrzeć. O boże jak ja się ekscytuje, ostatni raz takie emocje na wyścigach przeżywałam pół roku temu, gdy brał w nich udział Z...Uh...nieważne. Otworzyłam oczy, bo usłyszałam pisk opon, metę pierwszy przekroczył...no pewnie wiedziałam Hennessy Venom GT. Wszyscy zgromadzili się w okół samochodu i zaczęli krzyczeć. Ja z Harrym też poszliśmy, by pogratulować zwycięscy. Wtem drzwi się otworzyły, a z nich wyszła postać...

~ ~ ~
Jak myślicie, to Lot siedzi za kierownicą? Czy może jeszcze nie znana Cher dziewczyna? Mam wielką nadzieje, że się spodobało i do następnego ;)

Piszcie komentarze pod spodem.
xo Izzy


2 komentarze: