wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 9

Oparłam się o ścianę ręką, zamykając przy tym na chwilę oczy.
-Muszę wrócić do domu.
***
                Drzwi delikatne chrząknęły. Nie miałam już siły na nic, a te małe schodki przed domem już mnie totalne dobiły. Stopy mnie paliły jakbym przeszła przez dróżkę żarzących  się węgielków. Kto normalny wychodzi gdzieś dalej bez samochodu w powrotną drogę. A jeśli mowa  o aucie to gdzie właściwe jest moje?! O cholera, przecież zostawiłam go na parkingu przy klubie...
-Witam cie młoda damo –moja matka powiedziała ze spokojem, ale po jej twarzy mogłam wywnioskować, że jest zdenerwowana.
-Gdzie byłaś?
-Musiałam się przewietrzyć.
-Nie kłam! –chyba pierwszy raz się tak zdenerwowała, bo nigy nie słyszałam by na kogoś krzyknęła tak głośno.
                Szczerze mówiąc to nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Totalnie mnie zatkało. Taka konfrontacja przypomina mi tą z przed zaledwie pół roku, gdy pierwszy raz poszłam na poważne wagary i zmieniłam się w stosunku do innych. Myślałam, że to koniec naszej „rozmowy” i chciałam wyjść, ale ona złapała mnie za przedramię, zatrzymując przy tym.
-Nie wymigasz się tak szybko panienko.
                Popatrzyłam na moją matkę wściekle, a ona poluźniła prawie niewyczuwalne swój uścisk, wokół mojej skóry. Jednym szybkim ruchem wyrwałam się z jej uścisku.
                Zastanawiałam się, czy jestem aż taka zła, że własna matka się mnie...hmmm? Boi? W ciągu tych ponad sześciu miesięcy wiele się zdarzyło, ale to uświadomiło mi, że świat wcale nie jest taki kolorowy jaki wydawał mi się dotychczas. Zaczęłam czuć się zagubiona i samotna. Chodź jako mała dziewczynka często spędzałam wolne chwile w samotności, nadając imiona moim pluszakom i gadając z nimi, to potem to się diametralnie zmieniło za sprawą jednej osoby. Dokładnie nie pamiętam mojego życia, jak byłam malutka, może dlatego bo ono zaczęło się dopiero gdy on wszedł do mojego świata, więc tak naprawdę niewiele straciłam.
-Słyszałam wszystko co tu się działo.
-Od kogo niby? –prychnęłam
-Od policji i... –nie dokończyła zakłopotana. –To nie ważne skąd, ale z jakim skutkiem. Zrobiłaś wielką imprezę pod moją nieobecność!
-Nie pierwszy i nie ostatni.
-Ale ta była...hmmm „w swoim rodzaju”? Narkotyki? I...
                Nie musiała kończyć doskonale wiedziałam o co jej chodzi. A potem przypomniałam sobie co zrobiłam poprzedniej nocy. Zdjęcia! Pomacałam się po kieszeniach od spodni, szukając komórki w ekspresowym tempie. Gdzie on jest!? Rozejrzałam się. Kurwa! Zostawiłam go gdzieś. O jest na kanapie. Przez to, że byłam nie daleko szybkim krokiem doszłam do niego i zaczęłam przeglądać. Galeria.
-To dowody, że to nie moja wina.
                Popatrzyła na wyświetlacz i zaczęła oglądać inne zdjęcia z dziwnym wyrazem twarzy. Jej kącik ust lekko drgnął, ale potem szybko zmieniła swój wyraz twarzy i popatrzyła na mnie surowym wzrokiem.
-Że niby te zdjęcia?
Teraz to ona pokazała mi wyświetlacz, na którym byłam ja z Harrym. Robiliśmy głupie miny do kamery. Nerwowo oglądałam następne zdjęcia, aż do ostatnio zrobionego, a tam ja siedząca na kanapie w czarno białym filtrze. Gdzie są do kurwy nędzy te zdjęcia co zrobiłam na imprezie?! Co!? Gdzie jest moja ochrona i Zayn!? To na niego miała przejść wina!
-Mam dosyć twoich kłamstw. Powinnaś trochę nauczyć się odpowiedzialności. Musisz wiedzieć jakie mogą być konsekwencje. Dlatego postanowiłam, że wyjedziesz do wujka Alfreda.
                O nie on jest jakiś chory na głowę. Wraz z Zaynem w czasie letniej przerwy wyjeżdżaliśmy do wujka Alfreda. Mieszka on w Anglii. Zawsze nam się tam podobało, ale byliśmy wtedy mali. Wraz z Liamem, który się tam przeprowadził, a czasem nas odwiedzał, jako nastolatkowie szaleliśmy na imprezach. Chodź ja nadal jestem nastolatką, a oni wszyscy zachowują się jakby byli wielce dorośli, to wtedy byłam zawsze ta najmłodsza. Można było powiedzieć, że miałam kilku starszych braci, którzy się mną opiekowali.
-Nigdzie się nie wybieram.
-Nie masz wyboru, za dwa dni jedziesz i nie ma sprzeciwy, chyba, że chcesz odrobić zaległe prace społeczne.
                Ups! Totalne o nich zapomniałam. Z Harrym kiedyś dla żartów obsmarowaliśmy szafki farbą, na kolorowo, by nie świeciły taką nudną szarością. Chlapaliśmy kolorami, prosto z puszek i trochę ubrudziliśmy dookoła ściany i podłogę. Pewnie zastanawialiście się skąd mieliśmy farby? To były poprzednie zaległe prace społeczne, a konkretnie dali nam farbę na odmalowanie ścian, ale zamiast tego zabraliśmy  puszki i ozdobiliśmy szafki w szkole. Nikt nie narzekał, że jest brzydko, tylko niektórzy trochę się ubrudzili, ale kto dotyka nie wyschniętej fary? Trzeba niemieć mózgu! I tak właśnie wraz z Loczkiem mieliśmy do odpracowania jakoś z 500 godzin społecznych do nadrobienia, ale dzięki hojności moich rodziców, na rzecz szkoły zostały wpłacone datki, dali nam jeszcze jedną szansę, a potem następną i następną i tak w kółko.
-Lepiej się spakuj.
Pokazałam jej środkowy palec, ale akurat się odwróciła i nawet mnie nie zauważyła. Co za dzień, dopiero się zaczął i już się zapowiada źle i na najbliższy czas tak będzie. Wchodząc po schodach kilka krotne się potknęłam. Skręciłam w  stronę mojego pokoju, a tam co za miła niespodzianka Pan Zayn, w własnej osobie.
Ręce miał splecione na klatce piersiowej, w ten charakterystyczny dla niego sposób. Na pewno brał prysznic, bo lekko wilgotne kruczoczarne włosy spadały mu na czoło. Miła odmiana. Koszulek przylegał do jego idealnie wyrzeźbionego ciała. Musiał chodzić na słowne w ostatnim czasie. A luźne dresy swobodne leżały na biodrach. Przygryzł wargę, a to zaczęło mnie denerwować.
Gdy przechodziłam obok niego czułam jak śledził mnie wzrokiem. Usłyszałam stłumiony stukot butów, chyba się oderwał od ściany.
-Coś taka cicha tym razem?
-A czy zabójca mówi o planowanym morderstwie?
-Czyżbyś planowała na mnie zamach?
 -Może.
-Raczej by ci się to nie udało –prychnął, a mnie zaczynał coraz bardziej wkurwiać.
                Nie mam pojęcia czego ode mnie chce, ale jest strasznie upierdliwy. Jak przysłowiowy wrzut na dupie. Zachowywaliśmy się jak małe dzieci, chodź jako szkraby nie kłóciliśmy się, chyba że o to kto zje więcej pączków w tłusty czwartek.
-Wiesz co Malik, nawet tuzin anty terrorystów by ci nie pomogła -odwróciłam się w jego stronę.
Zbyt szybko, bo prawie się przewaliłam, gdyż jego twarz była niecałe dziesięć centymetrów od mojej. Widziałam każdą drobną niedoskonałość na jego twarzy, delikatny zarost, który mogłam prawie poczuć na swoim policzku jeśli tylko bym tego chciała, a ten seksowny pół uśmiech powalał z nóg. Jednak nic nie było równe z jego oczami, z których czasami nie było można nic wyczytać, ale Ne tym razem. Chyba cie przechytrzyłam. W tym czekoladowym spojrzeniu było coś dziwnego sama nie wiem co. Po prosty hipnozy wały mnie. Na chwilę w nich pojawiły się iskierki radości, ale tak szybko jak się pojawiły to i zniknęły, a zamiast tego pojawiła się zawziętość.
-Nie mogę się już doczekać naszego wyjazdu do Anglii.

-Naszego!?

~ ~ ~ 
Bum! Późno, ale jest

Nie będę się usprawiedliwiać niczym, bo to bez sensu, po prostu kolejne rozdziały będą pojawiać się niespodziewanie, ale nie martwcie się na twitterze zawsze kilka minut przed wychodzi zapowiedź.

KOMENTARZ = SZYBCIEJ KOLEJNA CZĘŚĆ