sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 19

-Musimy spadać. Chodź Zayn!

-Nie mogę. Muszę to znaleźć.

            Wyglądał jakby był w transie.

-Czego ty szukasz! Rusz ten tłusty tyłek i wynośmy się stąd już! –nie wytrzymałam i wybuchłam.

(osobiście nie słucham Justina, ale ta piosenka jest świetna 
i chyba zacznę słuchać też innych)

  

          Chłopak zaprzestał swoich wszelkich ruchów. Podniósł się z klęczek, patrząc przy tym na mnie swoimi ciemnymi psimi oczkami, jak to bywało w dzieciństwie. Złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął. Jego czy lekko się zaszkliły i wyglądało to tak jakby zaraz miał się rozpłakać, jak pięcioletnia dziewczynka.

-Ty nic nie zrozumiesz muszę znaleźć to zdjęcie.

            Co!? Czy ja się przesłyszałam?!

            Równocześnie chcieliśmy zacząć coś mówić, ale przerwał nam dźwięk telefonu Zayna.

-Halo? –powiedział, już pewnie wyćwiczonym swoim „służbowym” głosem, który mówił -„streszczaj się, bo jesteś nic nie wartym śmieciem, a ja mam mało czasu”.

-Spokojnie... –zmienił swoją intonacje głosu na ciepłą. –Co?...Słabo cię słyszę...Możesz powtórzyć?...Halo?... –z kim on do cholery rozmawia! Odzywa się grzecznie, a jego głos jest, miły? –Uspokój się Lottie! –na dźwięk imienia przyjaciółki wyrwałam mu telefon.

-Nie krzycz na nią debilu –zwróciłam uwagę Zaynowi. –Tylko ja to mogę robić –dodałam pod nosem i mam nadzieje, że Lot tego nie słyszała.

-Lot? Cześć tu Cher.

-Cher...ważne...możecie przyjechać...hotelu...rozumiesz...!? –przez zakłócenia słyszałam tylko co drugie jej słowo.

-Lottie powtórz wszystko jeszcze raz, ale W-O-L-N-I-E-J –przeliterowałam ostatnie słowo.

            Po drugiej stronie nastała cisza, a później połączenie się zakończyło, kilkoma piknięciami. Spróbowałam się dodzwonić do blondynki:

-„Numer jest poza zasięgiem sieci sprób...”-odpowiedziała mi sekretarka, ale ja się szybko rozłączyłam.

            Postanowiłam zaryzykować i z Zayna telefonu spróbować zadzwonić do Harrego. –Na pewno kręci się gdzieś obok Lottie. Nic to nie dało miał wyłączony telefon.

-Daj, ten idiota na pewno nie odbierze, albo ma rozładowany telefon –teraz to on wyrwał mi telefon z dłoni. Skąd on może wiedzieć, że dzwoniłam do Hazzy. –Czy to nie oczywiste? –odpowiedział jakby na moje pytanie. Zaczynam się go bać.

-Li będzie bardziej wiarygodnym źródłem –przyłożył komórkę do ucha, ale po chwili szybko cofnął rękę i zmarszczył brwi. Powtórzył tą czynność jeszcze dwa razy, a jego twarz wyrażała wkurzenie i lekki strach.

-Natychmiast jedziemy do nich. Rusz się!

-Uhh!

            Od kilku minut próbował go przekonać do wyjazdu stąd. Co za kretyn. Tylko rozkazy wydaje.

***
            Drogę powrotną podobnie jak wcześniej przebyliśmy nieodzywająca się. Wysiadłam z samochodu i prawie biegnąc weszłam do hotelu, słysząc za sobą spokojne kroki Zayna. Czemu jego nigdy nic nie obchodzi, a sorry on martwi się jedynie o swoją dupę.

            Wparowałam przez drzwi wejściowe i skierował się w stronę recepcji, ale w jednej chwili się zatrzymałam. Na środku pomieszczenia leżał chłopak. Chodź włosy były posklejane od krewi ich jasny kolor można było łatwo rozpoznać. Blond czupryna, na podłodze kogoś mi przypominała.

Cała podłoga była splamiona krwią, która wydawał się świeża, gdyż ściekała jeszcze z ciała. Zebrałam się w sobie i zbliżyłam się do trupa by zobaczyć jego twarz, która wykrzywiona była w grymas. Boże święty przecież to Ty, recepcjonista. Szybko odskoczyłam i małymi kroczkami cofałam się, dopóki nie natrafiłam na coś twardego. Krzyknęłam przestraszona i odwróciłam się w stronę osoby za mną stojącej. Serce biło mi jakieś sto razy szybciej, oczy się rozszerzyły , a twarz zrobiła się zapewne bledsza. Zostałam złapana i mocno przyciśnięta do jego ciała.

-Spokojnie jestem tu –szepnął mi do ucha Zayn, swoim ciepłym głosem.

            Głaskał mnie po głowie aż się nie uspokoiłam.

-Zamknij oczy.

-C-co? –spojrzałam w jego ciemne oczy, nadal przez niego trzymana.

Przez chrypę nie poznawałam własnego głosu.

-Zamknij je, muszę sprawdzić górę, a nie zostawię cię tutaj samej. –spojrzałam na niego przerażona. –Nie martw się będę cie prowadzić, okey?

            Kiwnęłam pośpiesznie głową i zamknęłam oczy. W jednej chwili moje inne zmysły się wyostrzyły i słyszałam każdy swój szybki, urwany oddech. Nie czułam już jego dotyku. Po chwili pojawił się na policzku. Wszystko wokół zwolniło tępo. Powietrze stało się „cięższe”, a każdy najdrobniejszy bodziec odczuwałam dwa razy mocniej, nawet jego delikatny dotknął na twarzy. Później złapał za wolno spadający, wzdłuż mojej twarzy kosmyk, muskając przy tym opuszkami palców moje usta i założył go za ucho. Jakąś chwile staliśmy tak w bezruchu, mieszając nasze oddechy ze sobą. Coś bardzo delikatnego i lekko mokrego dotknęło moje usta i lekko je zassało. Pocałunek ten był delikatny i ledwo wyczuwalne, prawie jak muśnięcie piórkiem, subtelne i łagodne, ale z drugiej strony łaskoczące, dlatego moje kąciki ust lekko się podniosły na dotyk jego warg. Nie czekając na moją reakcje chwycił za moją dłoń i pociągnął zapewne w stronę schodów.

-Wolniej –szepnęłam, bo wiedziałam, że i tak usłyszy.

            Zayn zwolnił kroku, a ja drugą wolną ręką oplotłam jego ramie i takim sposobem byłam przyklejona do jego przedramienia.

***
Siedząc już w samochodzie, Zayn nie odpalał silnika, nawet się nie ruszał. Jedynie siedział na miejscu kierowcy. Zapewne rozmyślał co dalej, podobnie jak ja. To co się zdarzyło przed chwilą było...straszne. I mówię tu o każdej sytuacji.

            Patrząc przez okno zauważyłam, że znów zaczynało padać. Przyglądałam się kropelką wody spływającym po szybie. Zaczęłam śledzić palcem za nimi. Kiedyś to była nasza ulubiona zabawa w czasie podróży. Taka niezręczna cisza trwałaby zapewne w nieskończoność, gdybym nie rozpoczęła rozmowy.

-Zayn –robiłam dalej swoje i nie czekałam na jego odpowiedz. –Myślisz, że nic im nie jest? Że uciekli i są daleko stąd? Że żyją? –wziewam głęboki oddech. –Że wszystko jest w porządku? –i tutaj nie miałam na myśli moich przyjaciół.

            Zapadła cisza, a on długo mi nie odpowiadał, więc odwróciłam się do niego.

-Tak. Na każde twoje pytanie odpowiedz brzmi tak samo. Jestem tego pewien –mówił to tak pewnie, więc albo ma racje, albo jest świetnym aktorem i udaje, że ją ma. –Lot dzwoniła do nas już po tym jak...to się stało. Krew z tego chłoptasia nie zdążyła skrzepnąć, a smród jego ciała się nie rozniósł. Zresztą niech tam leży. Był na tyle głupi, że popełnił samobójstwo w widocznym miejscu.

-Co ty pierdolisz?! Chcesz mi wmówić, że to on sam sobie strzelił w głowę?! Nie widziałeś tych siniaków na twarzy?! Zginął niewinny człowiek ewidentnie z czyjeś ręki, a ty mówisz to tak spokojnie? Z tobą chyba naprawdę jest coś nie tak!

            Nachylił się nade mną.

-Słuchaj nie będę go żałować. Nawet go nie znałem, a jutro o nim zapomnę –opadł na swoje siedzenie. –Tobie też to radze, bo inaczej będzie ci się to śniło po nocach i nie będziesz mógł zasnąć z myślą, że mogłeś temu zapobiec.

Czy on mówi do mnie czy do samego siebie?

-Zresztą tak mi się wydaje.

-Mówisz o tym tak jakby była to dla ciebie codzienność- prychnęłam. –Co zamierzasz teraz?

-Będę czekał.

-Na co?

-Aż któryś z chłopaków się odezwie i ustalimy co dalej.

-Przecenisz to może zając wieki.

-Mam czas –rozłożył się wygonie na siedzeniu.

-Ale ja nie i mam ciebie dosyć. Poczekam na zewnątrz –szarpnęłam za drzwi i wysiadłam.

            Oparłam się o samochód i po prostu patrzyłam w dal. Nie przeszkadzał mi nawet deszcz moczący moje ubranie i włosy.

-Nie zachowuj jak idiotka i wsiadaj do samochodu –krzyknął za mną Zayn.

-Nie.

            W stronę hotelowego parkingu zbliżał się czarny samochód. Skręcił w naszą stronę z piskiem opon.
-Natychmiast! –wydał mi rozkaz, a ja nienawidzę rozkazów i na pewno się go nie posłucham.

            Ktoś z tego dziwnego auta wystrzelił w moją stronę, a pocisk trafił w samochód niedaleko mojej głowy. Zaczęło mi gwizdać w uszach, aż zgięłam się w pół. Kręciło mi się w głowie, a rozmazany obraz przed oczami przeszkadzały mi w dostaniu się do środka pojazdu. Drzwi po mojej stronie się otworzyły, a ja wdrapałam się do środka. Zayn coś do mnie mówił, ale nie miałam zielonego pojęcia o co mu chodzi, przez ten pisk w uszach nic nie usłyszałam. Zayn zapiął za mnie mój pasy i ruszył.

            Nieznany pojazd jechał za nami i strzelał w nas. Na szczęście szyby wozu były kuloodporne, gorzej z resztą samochodu. Tamci chyba o tym wiedzieli i zaczęli celować w nasze opony, jednak dzięki świetnej jeździe Zayna nie udawało im się to. Mój kierowca wyjął zza kurtki swoją broń identyczną co poprzednio i wycelował w tamtych przez okno. Próbował na ślepo strzelać, ale nie dawało to efektów.

-Trzymaj kierownice –posłuchałam go.

Chwyciłam za kółko, a Zayn trochę zwolnił. Kolejny raz wycelował w tamten samochód i tym razem trafił w przednią szybę. Odwróciłam się by sprawdzić co z nimi, ale najwidoczniej też mieli kuloodporne okna. Przez moją nieuwagę nasz wóz zszedł z kursu, ale szybko wyprostowałam jazdę.

-Miałaś trzymać kierownice!

-Przecież trzymam!

-Właśnie widzę!

-Zajmij się swoją robotą!

-Staram się, ale ktoś nie umie jeździć.

            Wystrzelił jeszcze raz.

-Bingo! –tym razem musiało mu się udać, bo z powrotem złapał za kierownice.

            Spojrzałam przez tylną szybę. Samochód wpadł w poślizg, a potem do rowu. Czyli Zayn trafił prawdopodobnie w oponę.

-Wiedziałem, że się posłuchasz.

Spojrzał na niego jak na idiotę.

-Wsiadłaś do samochodu –wyszczerzył się przebiegle.

-Czy nawet w takich sytuacjach musisz komentować –wywróciłam oczami.

~ ~ ~ Na twitterze dostałam wiadomość prywatną z zapytaniem czy kontynuuję fen fanfiction i moja odpowiedź jest cały czas taka sama TAK. Po prostu szkoła się zaczęła i mam mniej czasu zresztą w wakacje też nie miałam go zbyt dużo. Uczniaki mnie rozumieją :* Ale mam na dzieje, że nie zrezygnowaliście z czytania moich wypocin i się wam podoba. 

Ma ktoś pomysł na nowy wygląd bloga bo mi się trochę znudził. Może inne tło? Albo...nwm piszcie w kom.

xo Izzy