czwartek, 26 marca 2015

Rozdział?

Jeśli jeszcze nie wiecie to Zayn oficjalnie odszedł z 1D (smputeczek), osobiście przykro mi się zrobiło (ryczałam), ale życie nadal trwa. Oby reszta chłopaków dalej dążyła do...teraz to już spełnili marzenia, czy o to właśnie chodzi, że zrobił to co zamierzał i skończył?

A co do ff? Więc tak na pewno będę pisać dalej i mam nadzieje, że jeśli Zayn był waszym ulubieńcem (ja tam kocham ich wszystkich nadal) to umili wam te opowiadanie.

Kiedy kolejny rozdział? Niedługo święta, więc na pewno nadrobię zaległości i pododaje kilka rozdziałów. 
Nie chcę się tłumaczyć, ale ostatnio byłam chora i miałam strasznie dużo do nadrobienia w szkole i jakoś tak wyszło, że nie było ani chwili wytchnienia, a nie chcę byle czego publikować.
Dobra Misiaczki mam nadzieje, że się trzymacie
xo Izzy

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 10

-Nie mogę się już doczekać naszego wyjazdu do Anglii.
-Naszego!?
***
                Kolejny dzień jak co dzień. Dziś poniedziałek i zastanawiałam się co ja robie jeszcze w łóżku, a nie w szkole. Nawet mnie nikt nie obudził z łaski swojej. Może chciałam się wybrać do tej durnej budy. Taaa nikt by się nie nabrał.
                Swoją drogą moja szkoła sama w sobie nie jest zła, ale po prostu wolałabym w tym czasie być gdzie indziej. I jeszcze te mundurki, których nie nosimy z Hazzą, inni też nie. Może jest nieliczna grupka kujonów, która chce się podlizać nauczycielom i dyrektorowi, by dostać stypendium, ale ja ich nie trawie. Głupia kamizelka z tarczą szkoły po co to. W innych prywatnych liceach trzeba nosić plisowane spódniczki i krawaty, a u nas to co innego. Można powiedzieć, że nasza szkoła to mieszanina ludzi i tylko nieliczni to ci z „kasą”. Ale musze chodzić do takiej szkoły, bo do innej mnie nie przyjmują , ze względu na zachowanie.
                Co do ranka to był zupełnie dziwny i leniwy. Nie chciało mi się nawet podnieść tyłka. Jednak, gdy w końcu to zdobiłam od razu skierowałam się do kuchni. Victor siedział na wysokim taborecie czytając dzisiejszą gazetę. Gdy mnie zobaczył od razu się uśmiechnął. Odwzajemniłam to i usiadłam obok niego, zaglądając przez jego ramie do dzisiejszej gazety.
-Co się w świecie dzieje?
-Oprócz kolejnych zabójstw, porwań i szczęśliwie ocalałych? To właściwie nic –wzruszył ramionami. -Co sobie dziś życzysz panienko Cher?
-Prosiłam cię.
-Tak wiem, ale przyzwyczajenie.
-Dobra, ale jak nie ma w pobliżu starych mów mi tylko Cher –chodź wiecznie to powtarzam to on i tak swoje mówi, chodź dla żartów, że jak już nie będzie potrzebny to będzie mi mówił tylko Cher, ale nie wyobrażam sobie ranka bez Victora.
-Co mi dzisiaj zaserwujesz?
-Co tylko będziesz chciała.
-Mam taką straszną ochotę na sadzone jajka na bekonie.
-Już się robi.
                Victor jest nie odgadnioną osobą. Czasem zachowuje się naprawdę dziwnie, jak na swój wiek, bo chodź zachowuje się czasem jak podstarzały dziadek to w rzeczywistości ma trochę po trzydziestce. Ale jest spoko, jako wolny słuchacz. Co dziennie siadał ze swoją gazetą i robił mi śniadanie, nie ważne, czy to byłam szusta rano, czy pierwsza popołudniu, on był i czekał. Śmiałam się, że w przyszłości będzie świetnym ojcem i mężem, na pewno lepszym od mojego.  Dogadywałam się z nim lepiej niż z własnym, chodź niewiele mówił to gdy już to robił to potrafił doradzić.
-Victor? A tak właściwie to czemu nie masz rodziny?
-Co? –chyba pierwszy raz zapytałam się go o tak prywatne pytanie, bo nigdy mnie to nie interesowała. –Kto powiedział, że jej  nie mam? Hmm.
-No bo spędzasz tu całe dni –już myślałam, że mi nie odpowie.
–Znam cię już od maluśkiego i nigdy mnie o to nie pytałaś, czy coś się stało?
-Nie tylko tak się zastanawiam, kto dla mnie jest rodziną? –Bo rodzice na pewno nie –Ale tego już nie powiedziałam na głos.
-Ale Cher rodzina to nie tylko żona i dzieci. To także przyjaciele i osoby którymi się otaczasz i spędzasz czas –to właśnie takiej odpowiedzi potrzebowałam, on zawsze odpowiada na pytania tak jakby wiedział co mi siedzi w głowie –Panienko powinnaś się już ubrać, jeśli chcesz mieć jeszcze czas na spakowanie.
A no tak dziś jadę do wujka.
-A co ze szkołą, przecież nie mogę opuścić tylu zajęć?! -
-Panienko Cher na tyle dobrze cię znam, że chętnie stracisz parę tych lekcji –zaśmiał się ze mnie, no miał rację, bo w rzeczywistości to się cieszę, bo nie będę musiała siedzieć na lekcjach, ale też mi się nie uśmiech siedzieć u stukniętego wujka.
***
                W czasie śniadania uświadomiłam sobie, że nie mam przy sobie bardzo ważnej rzeczy, więc poszłam do siebie, ale nie miałam zamiaru się pakować. Może w taki sposób opóźnię wyjazd o nawet jeden dzień. Szukałam telefonu po całym pokoju, przekupując całą pościel na łóżku, ale myśli miałam ponad tym. Myślałam, czy w Anglii będzie tak fajnie jak wtedy gdy byliśmy dziećmi, ale od tamtego czasu trochę się zmieniło. Po dziesięciu minutach się poddałam i postanowiłam osobiści pojechać do Harrego, bo właśnie po to szukałam tego cholernego telefony, by powiedzieć mu smutną wiadomość o wyjeździe. Ubrałam na siebie zwykłe jeansy i białą bluzkę, do tego kolorowe New Balance i zeszłam na dół. Jednak mój plan przekreśliła jedna bardzo wkurzająca osoba, a właściwie moja rodzicielka, siedząca w jadalni.
-A gdzie to się wybierasz?
-Nie twój interes.
-Grzeczniej proszę
A co mi tam powiem jej i tak nic z tym nie zrobi.
-Jadę do Harrego, pożegnać się z nm.
-Ale to nie możliwe.
-Dlaczego niby?!  Zabronisz mi?
Dobijała mnie ta kobieta co zabroni mi?! Nie będę widziała mojego przyjaciela, nie wiadomo ile, a ona jeszcze mi nie pozwala się z nim spotkać!
-Nie o to chodzi, ale dopiero Zayn poszedł po twój samochód do warsztatu.
                Co?! Ale jak to, ja nie odstawiałam mojego samochodu do warsztatu, więc skąd Zayn wie  gdzie on jest przecież powinien stać w garażu...chwila no tak pamiętam zostawiłam go przed tym klubem. -Trzepnęłam się w czoło. Skoro tak to po co mój braciszek mnie chroni i mówi mamie, że jest w warsztacie, skoro stoi gdzie indziej. Mógłby wygadać prawdę i po sprawie. Ale tego nie zrobił?
-Mam nadzieje, że jesteś gotowa, bo gdy Zayn wróci to od razu wyjeżdżacie –ciągnęła swoje wywody.
-Ale się jeszcze nie spakowałam i nie dokończyłam śniadania –wskazałam na talerz leżący na kuchennym blacie, nie lubiłam jeść w jadalni i tak zazwyczaj była pusta.
-Nic nie szkodzi kupisz coś na lotnisku, a twoje walizki już czekają u wujka –uśmiechnęła się chytrze.
                Czy moja matka właśnie mnie przechytrzyła? Do tego jeszcze ją to cieszyło?! To chore, dlaczego mi to robi? Co ja takiego zrobiłam? I do cholery jasnej, gdzie jest mój telefon?!
-O właśnie Zayn przyjechał, możesz już do niego pójść, zobaczymy się za dwa tygodnie.
-Dlaczego tak krótko chętnie posiedzę tam nawet miesiąc –nieprawda, nie chcę spędzać tam nawet dnia, a co dopiero DWÓCH tygodni.
-Mam nadzieje, że –nie zwróciła nawet najmniejszej uwagi na mój komentarz –ten wyjazd cię czegoś nauczy i gdy wrócisz to znów będziesz...
-Nie będę taka jak kiedyś –przerwałam jej i pobiegłam na górę po torbę i telefon, w końcu muszę powiedzieć Lot i Harremu, że wyjeżdżam.
-Tego szukasz?
                Odwróciłam się , a w ręku Zayna spoczywał mój telefon. Gdzie go znalazł?! Złodziej!
-Dawaj to! To nie twoje! –rzuciłam się na niego.
Jednak chłopak był szybszy i schował urządzenie za plecami. Uhhh co za narcyz. Chciałam jakoś zabrać mu moją własność, ale nie, ten palant podniósł rękę do góry i teraz nie mam szans na odzyskania zguby. Jestem od niego o głowę niższa, ale co mi szkodzi. Zaczęłam podskakiwać, ale to nie dało żadnego skutku.
-Zachowujesz się jak dziecko. Oddaj!
-Nie –powiedział jak mały dzieciak, wywalając język.
-Dobra –poddałam się, ale tylko pozornie. –Czego chcesz w zamian.
-Niech pomyślę –podrapał się po brodzie. –NIC! Oddam ci kiedy indziej
No pięknie. Wzięłam swoją torbę i skierowałam się w stronę wyjścia z mojego pokoju, ale zatrzymała mnie czyjaś ręka, mocno ściskająca moje ramie. Zayn przywarł mnie do ściany. Głowę miał spuszczaną ciężko oddychał, podobnie jak ja. Drugą ręką mocno walnął w ścianę tuż przy mojej twarzy, aż podskoczyłam ze strach. To zaczynało być chore i bolesne. Syknęłam z bólu.
-Zayn...? To boli –powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
                Nieznacznie zluźnił uścisk. Ale wciąż się nie ruszał, chyba zawzięcie o czymś myślał. Po dłuższej chwili podniósł głowę, a w jego oczach można było przeczytać wszystko, ale nic nie rozszyfrować. To jak czytać po obcym ci języku, ale nadal nie rozumiesz co pisze. Przez mały ułamek sekundy widziałam ból i bezsilność, jakby wołał o pomoc. Zbliżył swoją twarz do mojej, zmienił kierunek swojej dziwnej drogi do mojej szyi i przejechał po niej nosem. Aż mnie przeszły ciarki. Jechał coraz wyżej, aż do mojego ucha, przygryzł płatek mojego ucha.
-Zayn, Cher chodźcie, bo się spóźnicie.
                Na co się spóźnimy w tej jednej chwili przypomniało mi się co się dzieje dookoła mnie.
-Jeszcze z tobą nie skończyłem –szepnął mi do ucha, tak zmysłowo i delikatnie, że nie podejrzewałabym go o cokolwiek złego.
Mulat szybko się ode mnie oderwał i wyszedł. Tak po prostu, a ja stałam osłupiała, słysząc jego ciężkie kroki po schodach i szybkie bicie mojego serca.
-Cher! –usłyszałam nawoływanie mojej matki i chyba wołała mnie więcej niż raz.
-Idę!
***
-Masz zamiar się do mnie nie odzywać przez cały lot?
                Okazało się, że ten „wyjazd” tak naprawdę jest lotem. W końcu musimy przelecieć cały ocean. To będzie dłłłłłługi lot. Może jeszcze nie mówiłam, ale nie lubię latać. Nie źle to powiedziałam, bo nie lubic to można brukselki, ja po prostu się boje i to jest jedna z nielicznych rzeczy, których się boje.
-Właśnie taki mam zamiar.
                Odwróciłam głowę w drugą stronę i założyłam na uszy słuchawki zamykając oczy, ale przed włączeniem muzyki jeszcze usłyszałam...


-I kto tu jest dzieciakiem –prychnął Zayn

~ ~ ~ 
Pewnie nie spodziewaliście się czegoś takiego, trochę krótki L Pewnie myśleliście, że będę już pisać o tym wyjeździe, że już na nim są, ale muszę jeszcze trochę nad tym rozdziałem popracować, ale jak tylko będzie gotowy to od razu się pojawi. Pozdrawiam was Aniołki
Xo Izzy