poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 15

-Cher!
-Taaak?! –podbiegł do mnie.
-Świetnie się z tobą gadało i w ogóle –pocałował mnie w policzek. –Do zobaczenia.


***
  Wchodząc do mieszkania zastałam taką samom martwą ciszę jak poprzednio, ale tym razem miałam przyjemne uczucie błogości. Nic nie mogło tego zmienić. Chyba, że dzwoniący właśnie mój telefon. Poszukują kieszenie natknęłam się na niego w kurtce. Na ekranie widniał napis: Harold ;*. Sam tak się wpisał. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.

-Gdzie ty się podziewasz dziewczyno!? Przychodzę do ciebie rano, a twoja matka mówi mi, że wyjechałaś! –krzyczał na mnie bez oddechu, chodź rzadko się złości to potrafię czasem go wkurzyć .
-A uwierzyłeś jej?
-No pewnie, że nie. 
-A powinieneś...  –szepnęłam jakby do siebie, jednak chyba to usłyszał, bo milczał, jakby czekają na prawdziwą odpowiedź.
-A tak naprawdę?

Cisza.

-Kurwa, naprawdę nie jesteś w Nowym Jorku! To gdzie?
-Znasz stolice Anglii?
-Cher!
-To naprawdę nie moja wina.
-A powiedziałaś przynajmniej Lot.

Cisza.

-Oczywiści, że nie. Jak zawsze i co niby ja mam jej to powiedzieć? 

Harry podsunął mi świetny pomysł. Pojedzie do Lottie trochę ją udobrucha, nie wiem na przykład lodami i powie o wszystkim, a ja nie będę musiała słuchać jej „matczynych” kazań o nieodpowiedzialności.


-Tak właśnie myślałem –znów jęknął z bezsilności.

Rozłączył się. Warknęłam głośno. Naprawdę nie umiem z tym kolesiem rozmawiać przez telefon, bo on nie przywita się, nie pożegna i rozłącza w połowie zdania, a ja nic na to nie poradzę, bo potem jeszcze nie odbierze tego pieprzonego telefonu. 

***
-Czy zawsze musisz być takim denerwującym gnojkiem.
-Cher, nie poznaje cię skąd ty znasz takie wulgarne słownictwo? –zachichotał.
-Wiem co to słownik wyrazów obcych!
-Oj tak te słowo jest ci obce. Cher nie denerwuj się już. Nie mam ci tego za złe.
-Ty MI nie masz za złe?! To JA przez CIEBIE spóźniłam się na ten casting do szkoły!

Harry miał mnie podwieźć do szkoły, która znajdowała się po drugiej stronie miasta, bo samochodem jedzie się jakieś dwadzieścia minut, a metrem cztery razy tyle. Przygotowywałam się na casting cały poprzedni rok, by w tym zalśnić i dostać się, jako jedna z niewielu rok wcześniej. Marzyłam od małego, żeby dostać się do tej szkoły. Moje życie było zaplanowane od początku do końca. Najlepsze szkoły najlepsza uczelnia i najlepsza, dużo płatna praca. Tylko niestety Harry Styles oferując mi pomoc nie uprzedził mnie, że nie ma prawka.. Absurd mieć wóz bez prawa jazdy. Przecież ma szesnaście lat! Ale bez tego świstka papieru w ostateczności obyłoby się, jeśli naszego „szczęściarza” nie złapałaby policja, ale nie! Po drodze do mnie zatrzymał Harrego funkcjonariusz.

-Cher wiesz, że nie chciałem...
-Przestań powtarzać moje imię, co to jakiś nowy rodzaj części mowy stawiany na początek zdania! 

Czy miałam poczucie winy, że na niego krzyczę? I to jakie. Nigdy przecież na nikogo nie krzyczę, bo z reguły jestem ułożoną szesnastolatką. Taką typową grzeczną dziewczynką tatusia, ale to nie znaczy, że nie umiem się bawić. W weekendy chodzimy całą paczką na kręgle, albo po prostu spędzamy razem czas.

-Spójrz na to z innej strony. Jeśli za rok spróbujesz to przynajmniej będziesz mieć rówieśników w klasie.
-Jesteś idiotą!
-Chyba wolę już być tym twoim gnojkiem, albo jak wolisz gnójkiem*.
-Już widzę jak wyrastają ci skrzydełka –mimowolnie cicho zachichotałam.
-I taką ciebie znam i kocham.

*gnojka, gnójka –owad podobny do pszczoły.
***
Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam na kanapie w salonie i zapewne dalej bym sobie smacznie drzemała, gdyby coś mnie nie obudziło. W domu nadal nikt nie przebywał...chyba, że właśnie przyszedł, bo usłyszałam jakieś hałasy wydobywające się z mojego pokoju, jakby ktoś grzebał po moich szufladach. Właśnie te dźwięki mnie obudziły! Wstałam ostrożnie, żeby ten Ktoś mnie nie usłyszał. Na pewno nie wie, że jestem w domu, dlatego wezmę go z zaskoczenia. Równie powoli i cicho podeszłam do blatu kuchennego i wzięłam najostrzejszy nóż. Zajrzałam przez uchylone drzwi, ale nie wiele widziałam. Tylko tyle, że zakapturzona postać grzebała w komodzie. No jasne scena iście z horroru. Chociaż główna bohaterka-Ja wie doskonale, że nie powinna wchodzić do pokoju to i tak to robi. Chcąc się lepiej przyjrzeć temu Ktosiowi, popchnęłam drewniane drzwi, ale niefortunnie wydobyły z siebie głośnie skrzypnięcie. Mój Ktoś odwrócił się w moją stronę. Spanikowana wyciągnęłam rękę by dźgnąć go nożem, ale Ktoś zareagował szybciej i odskoczył jak oparzony. Złapał za moją rękę chcąc wytracić mi moją broń, ale ja mocno ją trzymałam, ale w ostateczności moja jedyna deska ratunku wypadła mi z rąk. Ktoś był o wiele ode mnie silniejszy i oczywiście większy.

-Oszalałaś!
-To ty mi grzebiesz po szafkach Ktosiu!
-Cher co ty gadasz za głupoty?!
-Skąd znasz poje imię?!
-Możesz się w końcu nie wygłupiać?
-A ty mnie możesz już puścić!
-Jasne –mruknął wzdychając.

Wreszcie wypuścił mnie ze swojego żelaznego uścisku. Ale zaraz po tym ja złapałam go mocne w pasie i nie chciałam puszczać.

-Ał! Zaraz mnie udusisz!
-Dobrze cię widzieć Harry –wreszcie odetchnęłam z ulgom. –Ale od dziś nazywasz się Ktoś.

Oparłam swoją brodę na jego klatce piersiowej i spojrzałam do góry. Musiałam naprawdę bardzo mocno zadrzeć głowę. Wydawał się taki wysoki, ale szczerze przy mnie każdy wydaje się taki. Popatrzył się na mnie wzrokiem, który mówił „Nie mam pojęcie o czym mówisz i chyba nie chce wiedzieć”. Gdy tak staliśmy uśmiechnęłam się do niego złośliwie, a w jego oczach zaświeciły się znaki zapytania. Kopnęłam go w najczulsze miejsce każdego mężczyzny, czyli po prostu w jaja. Skulił się natychmiast i jęknął kilka razy.

-Za co?
-Oczywiście za niewinność i za to, że wystraszyłeś mnie. 
-Sorry.
-Pomyślę czy ci wybaczyć. Może jak odpokutujesz.
-Wszystko czego chcesz kudłata jędzo.
-Kudłata? Zawsze dbam o moje włosy.

Usiedliśmy razem na kanapie i opowiadaliśmy sobie nawzajem co się działo przez ostatni czas w naszym życiu. Ominęłam kilka kwestii, ale on nie musi o tym wiedzieć... Nasz sąsiad niech zostanie tajemnicą...

-Właściwie co ty tu robisz sama? Gdzie twój wujek? –nagle zmienił temat.

Tak on jest najlepszym kolesiem, który umie zgrabnie zmienić temat bez spięć. 
Kiedyś opowiadałam, że wraz z Liamem spędzaliśmy lato w Londynie. Z Harrym było podobnie. Właściwie z całą naszą byłą paczką też. Rzadko kiedy ruszaliśmy się sami, wszystko było wspólne. Wspomnienia, czas, sekrety...A jeśli chodzi o wujka to nie mam pojęcia co z nim. Nie zostawił wiadomości, a jesteśmy już tu drugi dzień. 

-Szczerze to trochę podejrzane, że go nie ma tutaj. 
-To zadzwoń do niego lub matki? –podsunął mi świetny pomysł, ok., czasem mu się zdarza myśleć.
-Dobra.

Numeru wuja Thomasa nie mam, ale skoro moja rodzicielka umówiłam się z nim, że tu przyjedziemy to musiała się z nim kontaktować. 

Przyłożyłam telefon do ucha czekając na sygnał. Harry zrobił to samo tylko po drugiej stronie mojej komórki, żeby wszystko słyszeć.

-Witam tu  Catherine Lloyd nie mogę teraz odebrać zostaw wiadomość po sygnale, albo oddzwoń póź... –rozłączyłam się, nie mam ochoty na rozmowy z prawdziwą matka, a co dopiero z jej elektroniczną wersją.

Dobra próba numer dwa.

- Witam tu...-już po drugim słowie się rozłączyłam.
-Dobra ostatnia deską ratunku jest ojciec. Chodź gdzieś wyjechał to ode mnie zawsze odbierał.

Tym razem się pomyliłam i nie było nawet sygnału od razu mnie odrzuciło. 

Kiedyś jako córeczka tatusia zawsze miałam lepiej z rodzicem płci męskiej. Chodź dziwne zakazy dawane przez ojca także mnie obowiązywały. Co z tego, że ograniczały moje samodzielne życie to i tak właśnie ojciec dawał najlepsze prezenty zadość uczynniające. 

***
Gdy byłam w 10 klasie czyli jako szesnastoletnia, najlepsza uczennica w klasie i może nawet w szkole, miałam do przedstawienia projekt przed całą szkoła. Potrzebowałam  wsparcia rodziców i to bardzo, ale wyszło jak zawsze.


Wszyscy ze szkoły zebrali się na wielkiej auli w centralnej części budynku. Scena na której stałam podzielona była grubą kotara, za którą stałam i obserwowałam przez małą szparkę z boku ludzi siedzących na swoich krzesłach i głośno rozmawiających. Do auli właśnie wchodził zdyszany Harry, widać było że się spieszył, zapewne biegł. Oboje mamy okropny nawyk spóźniania się. W pierwszym rzędzie siedzieli moi przyjaciele. Lottie, jej brat Lou, Liam, Niall i Zayn, a później usiadł także z nimi Harry. Nasza szkoła była naprawdę dziwna. Oprócz normalnych uczniów, którzy kończyli szkołę po dwunastej klasie, byli też studenci, toteż Zayn i Louis byli tu w charakterze uczniów, Liam jako nasz Daddy musiał mnie obejrzeć więc  jak rodzice innych dzieciaków, którzy także występowali dziś siedział czekając na „show”.

-Cher odejdź już od kotary i się przygotuj za chwilę zaczynamy –zawołał mnie mój nauczyciel.
-Jeszcze chwilka –rozglądałam się za rodzicami, nadal ich nie było.

Wtedy w ostatniej chwili rodzice odwołali swoje przyjście, przez smsa, tłumacząc się pracą.

Uroczystość rozpoczęła się. Miałam powtarzać przed występem, ale nie miałam na to ochoty. Chciałam zaszyć się jak najdalej stamtąd, by nikt mnie nie znalazł. Z mojego miejsca słyszałam wszystko to co mówili przez mikrofon na auli, ale ja nadal się nie ruszałam siedząc smutna na krześle, gdzieś w oddali.

...a zaraz potem jedna z najlepszych uczennic naszej szkoły przedstawi nam swój tego roczny projekt –tylko tyle do mnie dotarło, gdyż osoba mówiąca przez mikrofon nie wyraźnie mówiła.

By łam totalnie zawiedziona i byłam przekonana, że teraz nic się nie uda.

Nagle poczułam rękę na mojej dłoni.

-Wszyscy cię szukają –nawet nie zareagowałam na zaczepkę. –Rodzice napisali do mnie, że nie przyjdą, to cie tak zasmuciło? –nie potrzebował mojej odpowiedzi, od razu wiedział.
-Nie o to chodzi, że ich nie będzie, ale to dla mnie naprawdę ważne i myślałam, że jak zobaczą, że coś mi się udaje to mnie zauważą mnie i zaczną traktować poważnie. No wiesz taki jeden gość z tej prestiżowej szkoły tam gdzieś siedzi i myślałam, że mam szanse na dostanie się do tej szkoły. Tak się starałam przez poprzedni rok, żeby im pokazać...ale teraz to i tak nie ważne.
-Ważne.
-Dla rodziców na pewno nie...-spuściłam jeszcze niżej głowę.
-Starałaś się, tak? A teraz się poddajesz?! Słyszałem, że ty się nigdy nie poddajesz? –dał mi kuśtyka w żebra.
-Nie mam dla kogo tego robić.
 -Może tak dla samej siebie, by spełnić marzenie no i pokazać tym głąbom ze szkoły kto tu rządzi! –wiedziałam, że mnie podpuszcza -Dla mnie –powiedział już o wiele ciszej, spojrzałam w jego piękne czekoladowe oczy, był definitywnie za blisko mojej twarzy, ale nikogo tu nie było, a mnie to nie przeszkadzało –...oczywiście jest ważne co robisz –powiedział, jakby kończąc poprzednie zdanie. –A teraz masz się nie przejmować starymi. Wstawaj i pokaż temu gburowi z tej twojej szkoły na co stać Cher Lloyd! –podciągnął mnie za ręce na równe nogi. Poszłam w stronę wejścia na scenę.
-Dzięki Zayne –odwracając się do niego zauważyłam, że przewraca oczami na drobnienie swojego imienia.

Szybko podbiegłam do niego i mocno uścisnęłam.

                Poszłam tam. Pokazałam na co mnie stać. Wszystko poszło gładko zgodnie z planem. Nie pomyliłam się w niczym, a na końcu usłyszałam głośny aplauz.

-Mówiłem, że dasz rade! –już po występie wyściskał mnie Zayn i reszta przyjaciół gratulując.
- Cher Lloyd? –zapytał starszy mężczyzna.
-To zależy o co chodzi? –powiedział od razu chamsko Zayn, stając pomiędzy mną, a tym facetem.
-Przestań –zbeształam go, ponownie stając twarzą w twarz z siwiejącym mężczyzna –Tak to ja. O co chodzi?
-Z przyjemnościom chciałbym zaprosić panią na casting do naszej szkoły –podał mi wizytówkę, placówki do której staram się dostać.
-Dziękuje.

                Gdy mężczyzna odszedł zaczęłam głośno piszczeć i skakać w kółko jak mała dziewczynka.

                Po powrocie do domu nie spodziewałam się, że rodzice będą na mnie czekać z gratulacjami. Ale na następny dzień na podjeździe stał nowiutki samochód z wielką kokarda i napisem „Gratulacje!”. Wiem, że to sprawka Zayna, zapewne powiedział rodzicom o zaproszeniu na casting do szkoły, bo skąd by niby mieli wiedzieć, że staram się o miejsce w tej placówce.

***
Tak Zayn zawsze martwił się najbardziej o mnie, dlatego podpowiadał rodzicom co mi kupić na święta, a nawet przypominał dzień kiedy mam urodziny. Myśleli, że nie wiem, a ja wszystkiego się domyślałam.

Nagle przypomniałam sobie coś ważnego, czego nie powiedziałam Harremu.

-Harry tak naprawdę to ja nie jestem tu sama...

~ ~ ~ 
Prawie nie dotrzymałam słowa, bo jest za 5 północ, a ja wstawiam jeszcze nowy rozdział i straszliwie się śpieszę, bo nie chce być nie słowna i chce go wstawić dziś chodź zaraz będzie jutro. W końcu dałam taką info na Twitterze. Koniec gadania-pisania.