środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 17

Mieściły się tu trzy piętra, a z frontu było widać tylko trzy okna, co za symetria, tylko w jednym paliło się światło. Wychodząc z samochodu weszłam jeszcze w kałuże i przemoczyłam całego buta. To zdecydowanie będzie ciężka noc.


(Jeśli ktoś chce słuchać w kółko jednej piosenki z Youtuba to polecam: http://listenonrepeat.com/ )
(klik na piosenkę)
***
Jeszcze nawet nie zdążyliśmy wejść do środka hotelu, gdy ten dureń kolejny raz mnie popchnął. Miałam już dość. Może i to nie były jakieś mocne uderzenia, ale dość denerwujące pośpieszanie mnie i właśnie o to mu chodziło by mnie złamać. Chyba mu się udało. Odwróciłam się w jego stronę z moją „groźną minom” .

-O co ci znowu chodzi?!

-Mnie? O nic –odpowiedział jak niewiniątko.

-Właśnie widzę –szepnęłam do siebie, ale byłam przekonana, że mnie usłyszał.

                Więcej już się nie odezwałam, a nasza „paczka” weszła do środka tego ohydnego budynku. Jeśli mówiłam, że z zewnątrz wyglądał jak melina to musielibyście wejść do sierotka. Okropny sztynk piekł mnie w oczy. Zasłoniłam nos ręką by chodź odrobinę zneutralizować ten smród. Oczywiście Zayn znów mnie „pokierował” w stronę recepcji. Uwiesił się na moich ramionach, próbując zdjąć tą ciężką łapę ze mnie on przysunął mnie jeszcze bliżej, zadawał mi lekki ból. Na krześle, z opartymi nogami na blacie i zamkniętymi oczami leżał dość młody chłopak. Chyba nie zauważył, że przyszliśmy, bo nawet się nie ruszył.

-Hej! –krzyknął mu do ucha Malik. –Jestem...

                Blond chłopak za ladą otworzył powoli oczy i nie dał Zaynowi skończyć.

-Widzę –odpowiedział znudzony, zamykając znów oczy.
-Potrzebujemy jeszcze jednego pokoju, najlepiej obok naszego – chłopak spojrzał na mnie zdziwiony jakby dopiero teraz zauważył, że stoję obok Zayna.

                W tempie natychmiastowym wstał i poprawił swój pognieciony koszulek, ale to raczej na niewiele się zdało bo zagniecenia i tak wróciły. Blond pasma opadające na jego czoła przeczesał do tyłu i uśmiechnął się do mnie śnieżnobiałymi zębami.

-Obok jest tylko apartament –powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. –No wiesz ładę ściany, oddzielna łazienka i duże łóżko –akcentował ostatnie dwa słowa.

Blondyn uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej i poruszył śmiesznie brwiami. Zachichotałam . Ewidentnie ze mną flirtował, wkurzając przy tym Zayna. Skąd to wiedziałam? To proste każdy najmniejszy mięsień w jego ciele w jednej sekundzie się napoił.

-Myślisz, że jest wygodne? –wyrwałam się z uścisku „brata” i pochyliłam się nad ladą recepcji, a chłopka powtórzył moje ruch.

-Jak chcesz mogę ci pokazać –pokazał na kluczyki trzymane przez niego w ręku.

-Nie trzeba –warknął Zayn, a blond chłopak jakby oprzytomniał i odsunął się ode mnie.

Jak ja lubię manipulować ludźmi i udało mi się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Bo obydwoje byli czerwoni na twarzy. Malik ze złości, a blondynek, bo się zawstydził. Śmieszny jest. W jednej chwili bezkarnie ze mną flirtuje, a w drugiej czerwieni, jak zakochany nastolatek.

-Jest inny klucz do tego pokoju? –zapytał już opanowany Zayn.

-Nie tylko zapasowy.

-Dawaj go.

-Ale...

                Zayn szarpnął chłopaka za koszulkę i przysunął bliżej siebie. Dobrze, że oddzielał ich blat.
-Oddawaj –warknął wściekły, a recepcjonista się posłuchał i dał od razu dwa klucze.

                Odeszliśmy od recepcji, kierując się w stronę schodów na piętro, gdzie na pewno są pokoje. Odwróciłam się ostatni raz w stronę chłopaka i uśmiechnęłam się do niego najpiękniej jak umiałam. On od razu odwzajemnił go i dodatkowo pomachał. Gdy byliśmy już na piętrze Louis i Niall zniknęli sama nie wiem gdzie wydawało mi się, że szli za nami. Reszta, czyli ja Zayn, Liam i Harry dalej szliśmy korytarzem. Panowała krępująca cisza, ale przerwał go huk. Oczywiście spowodowany moim upadkiem. Zayna znowu świerzbiły rączki i musiał mnie popchnąć, pośpieszając.

-Jesteś jakiś niewyżyty! Żadna ci dupy ostatnio nie dała! –krzyknęłam.

-Tak jak ty ją dajesz? Właśnie widziałem, prawie się pieprzyliście na tej ladzie z tym chłoptasiem.

                W korytarzu słychać było tylko głośne plasknięcie. Zayn złapał się za czerwone miejsce na policzku, które własnoręcznie mu zafundowałam.

-Zamknij się sukinsynie! Nic o mnie nie wiesz.

-Ty mała suko! To ty o niczym nie wiesz o tym, że ...

-Stary opanuj się –uspokoił go Liam kładąc mu rękę na ramieniu.

Dopiero teraz zauważyłam jak blisko mnie się znajdywał, że stałam pod ścianą, a jego ręka była nieznacznie uniesiona, jakby szykował się do uderzenia i naprawdę przez sekundę w mojej głowie przeleciały myśli, że Zayn mógłby mnie uderzyć . Ten sam Zayn, który w dzieciństwie się mną opiekował i ochronił. Właśnie teraz uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy już dziećmi  bez problemów, tylko dorosłymi ludźmi, którzy się nienawidzą.

-Uspokój się zanim zrobisz coś czego potem będziesz żałował –szepnął mu na ucho Li, ale chyba nie wiedział, że ja także to usłyszałam. –Chodźmy na chwile do naszego pokoju musimy ustalić co i jak.

                Nikt już się nie ośmielił odezwać.

                Prowadzeni przez Liama skierowaliśmy się w stronę drzwi. Pokój był niewielki z trzema łóżkami na środku, dwudrzwiową szafą i lampką, która ledwo świeciła, przydałoby się wymienić żarówkę. Jakaś postaci siedziała na jednym z łóżek. Swoją twarz skrywała w dłoniach, ale rozpoznałam ją po blond włosach, które opadały jej na ramiona.

-Lottie?

                Gdy usłyszała mój głos od razy wstała jak oparzona i podleciała do mnie. Nie myliłam się to była ona. Mocno mnie przytuliła i oparła głowę o moje ramie. Poczułam drobne kropelki na szyi, które jedna po drugiej dotykały mojej skóry. Odsunęłam roztrzęsioną dziewczynę na odległość moich ramiona aby lepiej się jej przypatrzeć. Szczerze mówiąc jeszcze nigdy tak źle nie wyglądała. Miała opuchnięte oczy, a z jej oczu płynęły gorzkie łzy. Lottie przy mnie nigdy nie płakała, bo wpajałam co myślę o łzach, że to oznaka słabości, ale teraz ona potrzebowała tego, a ja wcale nie wierzyłam, że jest słaba. Potrzebowała mnie. Dlatego przytuliłam ją jeszcze mocniej niż ona przed chwilą.

-Tak się o ciebie martwiłam -załkała.

-Nic mi nie jest i nie mam w planach, żeby coś się stało.

-Wiem.

-Uhm.

-Wiem, że tu jesteś Harry i o ciebie też się martwiłam –Lot podeszła do loczka i go uściskała.

-Koniec tych czułości –zaśmiała się pod nosem Liam. –Musimy ustalić coś bardzo ważnego –nagle stał się bardzo poważny. –Kto z kim będzie spał, bo nie mam zamiaru więcej spać w jednym łóżku z Niallem, bo chrapie.

-Wszystko słyszałem –do pokoju wszedł blondyn, a za nim Louis. –Mogę spać z Lot –wymruczał „seksownym” głosem do mojej przyjaciółki.

-O na pewno nie –odezwał się od razu Louis.

-To ja śpię z Cher  w pokoju, a w tu się gnieźdźcie –odezwał się Harry uradowany swoim pomysłem.

-Zróbmy tak niech dziewczyny śpią w tym apartamencie, nie zależnie jaki on jest, a my się tu pomieścimy –zaproponował Liam.

-Świetny pomysł, ale mam nadzieje, że się nie pozabijacie –odezwałam się bardziej do Harrego niż do reszty.

-Nie martw się Cher, nic nie zrobię twojemu chłoptasiowi –odpowiedział Zayn. –Wszyscy jesteśmy tu bezpieczni –zapewnił mnie. –Mam nadzieje –mruknął do siebie.

***
Razem z Lot usiadłyśmy na łóżku w naszym pokoju, śmiejąc się z Louisa. Chyba ze sto razy powtarzał, że jakby co mamy głośno krzyczeć, chodź właściwie ich pokój mamy za ścianą. To się nazywa nadopiekuńczy brat, bo wątpię, że martwił się o mnie.

Pokój nie był wcale taki zły wielkie łóżko i dobre oświetlenie i najważniejsze oddzielna łazienka.

Lottie zaproponowała, że pożyczy mi trochę ciuchów i piżamę, ale jej odmówiłam, bo byłam przekonana, że jutro gdy Zayn się uspokoi będę mogła wrócić do domu wujka Thomasa.

-To weź chociaż coś do spania.

-Dobra niech ci będzie, ale tylko na jedną noc –wzięłam od niej różową bluzkę na krótki rękaw z kotkiem z przodu, nie potrzebowałam dołu od piżamy, bo chodź ledwo zasłaniała mi tyłek to i to jestem przyzwyczajona tak spać. –Wątpię, że Zayn pozwoli ci wrócić do tamtego domu –szepnęła jakby nie chciał, żeby ktokolwiek nas usłyszał.

-Lot musimy porozmawiać i to ty będziesz głowinie mówiła.

***
To był dzień twojego „zniknięcia” –w powietrzu Lot zaznaczyła cudzysłów. –Chciałam pójść do Louisa, żeby pojechał ze mną do Hazzy, bo ostano zostawiłam u niego kurtkę, moją ulubioną tą zieloną, zresztą nieważne. Taty nie było, pojechał z kolegami na wycieczkę. Wróci dopiero za tydzień. Najdziwniejsze było to, że podobnież Louis mu to załatwił i zapłacił za cały pobyt. Skąd on ma tyle pieniędzy?! –przerwała, by zaczerpnąć powietrze. –Gdy stanęłam już przed jego pokojem słyszałam jakąś kłótnie, dobiegającą za uchylonych drzwi, naprawdę nie chciałam podsłuchiwać, ale gadali o tobie, Cher:

-Jesteś idiom! Jak mogłeś! Chyba się przyjaźnimy co?! –był tam Zayn, ale to Lou się na niego darł.

-Wiesz dobrze, że nie chce was w to wplątać. Sam jakoś dam rade. –Zayn stał potulny jak baranek.

                O co chodziło nie mam pojęcia. A! I jeszcze coś mówił do Lou o wyjeździe:

- Wyjadę z nią do Londynu i wszystko się ułoży. Masz nikomu o tym nie mówić. Nikt nie może się dowiedzieć gdzie jesteśmy. Rozumiesz?

-Tak stary. To wszystko ułatwia, ale masz zamiar ją tam trzymać wieczność.

-Jeśli będzie trzeba.

-Nie wracajcie za wcześnie.

                Tego dnia nie pojechałam do Harrego, a Louis jakby specjalnie trzymał mnie w domu. Chciałam jak najszybciej do ciebie pójść  o wszystkim powiedzieć, ale gdy już byłam u ciebie twoja mama powiedziała, że wyjechałaś. Zastanawiasz się pewnie co ja tu robie z tobą w hotelu. Mianowicie, gdy z Lou wracaliśmy ze szkoły on zauważył, że ktoś wkradł się do nas do domu. Gdy wreszcie mój nadopiekuńczy braciszek pozwolił mi wejść do domu zauważyłam, że wszystko było porozrzucane, jakby czegoś szukali, ale nic nie zniknęło tylko nasze stare zdjęcie. Te, na którym jesteśmy my WSZYSCY. Cała nasz stara paczka. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale powiedziałam o tym Lou, a on od razu spakował nasze klamoty i pojechaliśmy na lotnisko, na którym czekał na nas Niall. Nie chcieli mi nic powiedzieć. A nie sorry, powiedzieli, że jedziemy na wakacje, bo muszą nam odremontować dom po włamaniu. Nie bardzo w to uwierzyłam.

***
-Nic z tego nie rozumiem.

-Ja też nie, ale dziś wylecieli ja strzała zostawiając mnie tu samą, bo podobnież coś ci się stało. No wiesz znów udało mi się ich podsłuchać.

-Nie musisz się o mnie martwić, ale nie zgadniesz co mi powiedział Zayn, ze muszą zrobić remont u wujka i dlatego jedziemy do hotelu. Coś jest na rzeczy skoro Liam specjalnie po to przyjechał do Stanów, a teraz także jest tu z nami.

-Cher? Boje się.

-Nic ci się nie stanie. A teraz śpij już.

-Cher nie o ciebie się boje, a co jeśli wpakowali się w jakieś kłopoty.

-Zawsze sobie radziliśmy pamiętasz. Śpij –Lottie zamknęła oczy i próbowała zasnąć.


W tym czasie poszłam do łazienki się ogarnąć i ubrać moją piżamkę. Co jeśli Lot ma racje, a to co się stało w ostatnim czasie jest jakąś grą? Grą, w której jesteśmy pionkami, a ja nie znam reguł. 

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 16

Nagle przypomniałam sobie coś ważnego, czego nie powiedziałam Harremu.
-Harry tak naprawdę to ja nie jestem tu sama...




                Niezręczną ciszę, która trwała między mną, a Loczkiem przerwał huk wydobywający się za drzwi. Nie miałam pojęcia co za nimi się działo, ale przeczuwałam, że nic dobrego.

Ktoś otworzył drzwi frontowe z niesamowitym łoskotem. W progu stała czarna postać z rękami opartymi po obu stronach framugi  i głową opuszczoną bezwładnie. Jego kruczoczarne, przemoczone włosy opadły  mu na czoło, wpadając przy tym do oczu. Ciężko dyszał jakby przebiegł maraton. Z chwilą gdy pokazał swoją twarz serce zabiło mi mocniej. Z przerażenia? Chryste! –na szczęście nie wykrzyknęłam tego na głos. Może i w tym świetle był podobny do pokutnika, ale to był tylko Zayn.

-Pakuj się! –warknął.

                Nie czekając na odpowiedź z mojej strony próbował pokuśtykać do pokoju. Jednak nie przeszedł nawet metra, a ja złapałam go za przedramię. Lekki dreszcz przeleciał przez moje ciało, od spotkania jego zimnej kurtki z moją rozgrzaną skórą. Nie miałam zamiaru odpuścić mu tym razem. Musiałam się w końcu dowiedzieć o co tu chodzi.

-Nie tak szybko pięknisiu. Najpierw wytłumaczmy mi co się dzieje.
-Nie ma o czym gadać. Rób to co ci karze!
-Ja nigdy nie robię tego co mi karzą –warknęłam –Przychodzisz tu, ledwo stoisz na nogach, wyglądasz jak gówno, które ktoś podlał, a potem się na nim poślizgnął i jeszcze karzesz nam się stąd wynieść, chodź ledwo tu dotarliśmy. 
-To w końcu się naucz –odpowiedział jakby nie słysząc tego so powiedziałam potem. –I tak jesteś tu sama więc nikt ci nie pomoże. Nie masz wyjścia, masz się mnie słuchać.

                Usłyszałam chrząknięcie za moimi plecami.

-Jeśli chodzi o tą samotność to wątpię czy jej doskwiera. Więc zamknij się i daj jej spokój, tak jak to zrobiłeś pół roku temu –Harry objął mnie w pasie i popatrzył wyzywająco w stronę czarnowłosego.

                Zayn, jakby się nie przejął jego słowami. Jakby dla niego Loczek w ogóle się nie liczył. Może i to prawda. Popatrzył na rękę bruneta leżącą na mojej tali i prychnął pod nosem. Wydawało mi się, że Zayn ma ciemnie oczy, ale w tej chwili były jakby jeszcze ciemniejsze, chodź mogło by się wydawać to niemożliwe.

-Słuchaj szczeniaku ja tu jestem od wydawana rozkazów.
-A kto tak powiedział? Twoja mamusia? –zakpił Harry.

                Raczej większość do mojej matki mówili po imieniu, więc nie trudno było się domyślić, że Harry mówi o biologicznej mamie Zayna. Harry przeholował. Dla chłopaka bez prawdziwych rodziców to trudny temat, więc wiadome było, że mój braciszek się wkurzy.

                W jednej sekundzie chłopcy wylądowali na ziemi. Zayn leżał okrakiem na Stylesie i naparzał go pięściami, ale przez swój zły stan, który już wcześniej zauważyłam szybko zmienili pozycje i to Loczek triumfował. Widząc, krew na podłodze postanowiłam zareagować.

-Harry uspokój się –udał, że nie słyszy. –Głuchy jesteś! Złaś z niego!

Spojrzał na mnie jak na kosmitę.

-No co? –wzruszyłam ramionami, a Hazza zszedł w tym czasie z Zayna. –Nie mam zamiaru sprzątać krwi z podłogi po was –wskazałam głową na kilka sporych kropel brunatnej cieczy.

                Zayn zakasłał kilka razy, wypluwając przy tym jeszcze więcej krwi. Przekręcił się na bok i spróbował się dźwignąć na nogi, ale nie bardzo mu się udawało. Zaśmiałam się pod nosem i jakby od niechcenia skierowałam się w jego stronę. Przytrzymała go za ramie, by pomóc mu wstać. Jeszcze nawet się nie wyprostował, a musiał dogryźć Loczkowi:

-Widzisz suka cię uratowała –nie przejęłam się tym wyzwiskiem, byłam gorzej nazywana. Moja duma przy tym nie ucierpiała, ale jego owszem. Zresztą ma szczęście, bo gdyby nie ja to pewne leżałby na podłodze ze złamanymi kośćmi.

                Harry podszedł do mnie. Myślałam, że chce mi pomóc z tym ofiarą, ale on tylko wymierzył mu kopniaka w środek brzucha. Zayn nie wydał z siebie żadnego dźwięku, ale za to znów się zatoczył i upadł w kałuże krwi.

-Nie waż się tak o niej mówić! Bo następnym razem wylądujesz w szpitalu, a nie na ziemi.

                Chciałam go znów podnieść, ale się zawahałam.
-Zostaw to ścierwo niech sam sobie radzi, nie zasłużył na twoją pomoc –podpowiedział  Harry na tyle głośno, żeby Zayn wszystko usłyszał.

-Masz racje on nie zasługuje na niczyją pomoc.
-Bo jej nie potrzebuje –wyjęczał, zapewne przez ból.

Jego kolejne próby podniesienia zakończyły się upadkiem. Wciągnęłam szybciej powietrze, ale nie mam zamiaru go niańczyć jest już dużym chłopcem. Harry kiwnął na mnie i odeszliśmy od niego. Na dworze usłyszałam piski opon, ale...Jak zawsze jest jakieś ALE i nim jest Zayn.

-Poczekajcie –jęknął żałośnie.
-Człowieku nie pogrążaj się już bardziej –zwróciłam mu uwagę.

                Zerknęłam na już stojącego ciemnowłosego. Jego postać była wyprostowana, a w ręku lśnił metaliczny przedmiot. Broń! Czy go totalnie pogięło. Lufa była skierowana prosto na mnie, a dokładnie w moją głowę.

-Co ty wyprawiasz! Odłóż to! –krzyknął Harry, powoli się do niego zbliżając.
-Nie ruszaj się –wycelował na chwile na Loczka, a gdy ten się zatrzymał i podniósł ręce w geście obronnym znów powrócić do mnie. –Dobrze wiesz, że nie mam nic do ciebie. Może nie zupełnie nic, ale..nieważne zejdź mi z drogi Harry i wracaj do Nowego Yorku! –krzyknął nieźle wkurzony i widać było tą furie nie tylko po jego zachowaniu, ale także po oczach. –A ty –zwrócił się do mnie. –Wychodzimy stąd –nadal się nie ruszyłam. –Już!

                W jednej chwili otrzeźwiałam. Przecież nic mi nie zrobi. Gdyby tak było miał do tego tyle okazji.
-Odłóż tą zabaweczkę. Doskonale wiemy, że jej na mnie nie użyjesz –podeszłam bliżej niego i spojrzałam głęboko w jego oczy i już wiedziałam. Miałam racje i on o tym wiedział.    
          
                Opuścił pistolet by potem znów go podnieść, ale tym razem na Harrego.

-Masz racje. Ale na nim mi nie zależ. Albo natychmiast ze mną wyjdziesz, albo go postrzelę i zostawię by powoli się wykrwawił.

                Miałam jakąś minutę na podjęcie decyzji. Tym razem wiedziałam, że nie żartuje. Co mam zrobić?! Odpowiedź była prosta.
-Dobra. Ale on idzie z nami.
-Ruszać się, już! Idziemy tylnym wyjściem.

                A w ogóle mamy takie? Nie miałam o nim zielonego  pojęcia. Zdałam się totalnie na Zayna, ściskając przy tym mocno dłoń Hazzy. Zayn wskazał nam wyjście i kazał iść przodem. Kontem oka zauważyłam, że sam rozglądał się co chwile za siebie jakby oczekiwał, że coś go niespodziewanie zakatuje.
***
                Za domem stał Land Rover. Jasne taki samochód pasuje do Zayna. Czarny lakier oraz przyciemniane szyby nawet te przednie. Czy to w ogóle legalne, z tego co wiem tylko, że te styłu mogą być niewidoczne.

-Wskakujcie do tyłu.

                Te wieczne rozkazy. Ale posłuchaliśmy się.

-Ile można –ktoś z sierotka marudził i ja już wiedziałam kto.
Otworzyłam drzwi pasażera i zobaczyłam blond czuprynę, a jeśli on tu jest to i jego głupawy przyjaciel też niedaleko się pałęta.

-O nie ja z nimi nie jadę.
-Nie marudź!

Harry wsiadł jako pierwszy, a ja tuz za nim. Zayn nie czekając, aż usiądę ruszył z piskiem opon. Wpadłam na przednie siedzenie, odbijając się od niego wylądowałam na czymś twardym. Na szczęście to były czyjeś kolana.

-Złaź ze mnie idiotko! –krzyknął blondyn i zepchnął moje ciało na kogoś innego, ale tym razem oplotły mnie przyjemnie ciepłe ręce.
-Odwal się Horan! –widząc, że Louis otwierał usta, żeby coś dopowiedzieć uprzedziłam go. –A  ty Tomlinson nawet nie komentuj –Louis zrobił dziwną minę. Pewnie się zastanawiał jak „przeczytałam” mu w myślach.

                Harry trzymał mnie mocno prawie jak pasy, ale jednocześnie w jego dotyku było coś delikatnego. Poczułam przyjemnie wibracje klatki piersiowej przyjaciela, spowodowane jego stłumionym chichotem.

-Dzięki Hazza –pocałowałam go w policzek.

Usłyszałam tylko czyjeś prychniecie i dziwny wzrok Zayna w przednim lusterku. Harry się bardziej we mnie wtulił. A mój braciszek zmrużył oczy.

-Patrz na drogę –nawet tego nie skomentował, ale posłuchał się.
-Boże ty jesteś cały we krwi –odezwał się Liam, którego wcześniej nie widziałam, bo siedzi koło kierowcy.

Głowa mnie rozbolała, bo wszyscy cały czas krzyczą. Czy tu musi być, aż tak dużo ludzi po co tu wszyscy przyjechali?! Jeszcze niech mi powiedzą, że Lot także tu jest.

-W swojej własnej –odpowiedziałam z kpiną.
-Co! Jedziemy na pogotowie.
-Nie trzeba –zapewnił go Zayn.
-Jak to nie. Krwawisz z brzucha.
-To jego krew bitewna, w której wygrałem –dorzucił Loczek.
-Przyszli?
-Nie –Zayn spojrzał na Liama wymownie i Li już się nie odezwał.

***
                Podróż trwa już jakieś pół godziny, a mój tyłek był w opłakanym stanie. Na dłuższą metę chude nogi Harrego są strasznie niewygodnie i kościste.

-A tak właściwie to gdzie jedziemy?
-Do hotelu –odpowiedział mi Niall z lekkim wyrzutem, że cokolwiek się odzywam.
-Dlaczego?

                Blondyn chciał mi odpowiedzieć, ale uprzedził go Zayn.
-Bo wujek pojechał w delegacje i na jakiś czas musimy przenocować gdzie indziej.

-Dlaczego?
-Bo w domu wuja będzie remont.
-Dlaczego? Przecież wszystko wyglądało na odnowione.

Zayn chwile się zastanawiał. Jakby odpowiedzi mu się skończyły.

-Nie zadawaj głupich pytań i się zamknij już dojeżdżamy.

                Miał racje minęliśmy właśnie znak skrętu do hotelu. Myślałam, że to będzie jakiś hotel przynajmniej dwu gwiazdkowy, a w ostateczności mały pensjonat, ale najwyraźniej się pomyliłam. Budynek wyglądał obskurnie i jak pierwsza lepsza melina. Był zrobiony z pomarańczowej cegły, która przez upływające lata dosyć mocno zszarzała. Mieściły się tu trzy piętra, a z frontu było widać tylko trzy okna, co za symetria, tylko w jednym paliło się światło.Wychodząc z samochodu weszłam jeszcze w kałuże i przemoczyłam całego buta. To zdecydowanie będzie ciężka noc.

~ ~ ~ 
Wolicie żeby wszystko było pisane jednym ciągiem, czy tak jak tutaj były takie przerwy (entery? nie wiem jak to wytłumaczyć) albo chcecie mniejsze literki? Pytam się tylko po to żeby wam się dobrze czytało.
xo Izzy