Poszłam usiąść do stołu, bo podobnież kolacja gotowa.
Jednak ja wcale nie byłam głodna, miałam ochotę stąd uciec jak najdalej.
***
-Jak tam dzisiaj było w szkole, skarbie?
-Jak zawsze.
-A u ciebie Zayn?
-To był mój pierwszy dzień od jakiegoś czasu w szkole,
ale spotkałem starych przyjaciół.
Każde jego słowo brzmiało tak przemyślanie. Moja matka
tak się cieszyła na jego widok, jakby go pierwszy raz widziała.
-Czyli wasza stara paczka znów powraca?! –uciszyła się
-Nie! Tak! –zaprzeczyłam, ale on równocześnie wyraził
swoje nic nie znaczące dla mnie zdanie. Catherine zrobiła dziwną minę, która mnie strasznie
rozśmieszyła. Już chciałam coś powiedzieć...
-Raczej tak –wyprzedził mnie Zayn –ostatnio nawet gdy jechałem
samochodem, to spotkaliśmy się na...
Dzzzzzzzz! O Boże ten idiota chciał powiedzieć o
wyścigach, ale na szczęście ktoś zadzwonił dzwonkiem przy drzwiach. Uratowana
przez dzwonek, jak w szkole przed przepytaniem.
-Otworze! –wyrwała się moja kochana mamusia, która się
nie domyślała niczego. Tak jakby nawet nie usłyszała tego co powiedział Zayn.
Poleciała do drzwi.
-Co ty wyprawiasz! –warknęłam na niego, wstając i
nachylając się nad stół do niego.
-Taka mała zemsta. –rozsiadł się na krześle
-Co! Ty sobie jaja robisz i co jeszcze...
-Spójrzcie kto nas odwiedził. –znów moja matka się
ucieszyła.
W wejściu do jadalni stały trzy postacie i wszystkie trzy
znałam.
-To cudownie, że Mark przyszedł z swoimi dziećmi.
Popatrzyłam na Zayna uśmiechnął się do mnie wrednie i już
wiedziałam, że on maczał w tym palce. Swój wzrok ponownie skierowałam na
naszych gości. Louis patrzył na mnie jakoś tak normalnie, a Lottie miała
spuszczoną głowę i tylko na chwilkę ją podniosła. Wszyscy usiedli przy stole.
-Cher przynieś jeszcze dodatkowe nakrycia dla gości.
Szczerze nie miałam zamiaru się ruszać.
-Pomogę jej, chodź. –pociągnął mnie za rękę.
Wyjęłam ponadprogramowe talerze i sztućce i już chciałam
wyjść, ale Zayn mnie zatrzymał.
-Obserwowałem cię –stanął blisko mnie, zbyt blisko.
-Wciągu jednego dnia już wszystko o mnie wiesz?
-Nie wróciłem jakiś czas temu i patrzyłem co robisz razem
z Harrym. –zacisnął zęby mówiąc imię mojego przyjaciela –Zmieniłaś się.
–powiedział, z czułością?
-Nie, tylko przestałam żyć według oczekiwań innych. A
może po prostu odważyłam się być sobą.
-Ale pamiętaj tylko omsknie ci się noga, a polecisz w dół
–zabrał z moich rąk dodatkowe nakrycia i wyszedł do jadalni.
To była groźba, czy co. A może się tylko przesłyszałam,
ale mówił tak spokojnie, a z jego twarzy
nie można było w żaden sposób
rozszyfrować. Szczerze nie mam pojęcia dlaczego moje serce biło tak szybko. Czy
on to spowodował czy jego ostrzeżenie. Ale czego mam się bać, że powie moim
rodzicom, na pewno się domyślali.
Martwi się o ciebie –odezwał się ten denerwujący mały
głosik w mojej głowie.
***
Nasz wspólny posiłek był taki ekscytujący. Taaa jasne,
nikt ci nie uwierzy. Cały czas słyszałam albo z jednej strony nudną gadanie
matki z ojcem rodzeństwa Tomlinsonów albo z drugiej śmiech chłopaków. Którzy
rozmawiali o... sama nie wiem. Ja po prostu wpatrywałam się w talerz, a jak mi
się to znudziło, to czekałam aż Lot się odezwie, ale to nie nastąpiło. Zastanawiałam
się co ona teraz myśli. Może to, że jestem straszną suką.
-To może ja pomogę posprzątać. –Lot wróciła do żywych.
-To ja z tobą. –wyrwałam się.
Reszta poszła do salonu obejrzeć telewizje, a chłopaki
zeszli do garażu. Sprzątając przy stole towarzyszyła nam cisz. Tylko czasem
można było usłyszeć kobiecy śmiech z salonu. Lottie chyba nad czymś myślała bo
zatrzymała się w połowie drogi do zlewu. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Cher? –mruknęła, odwracając się w moją stronę i
odkładając talerze ma blat.
-Hmm?
-Czy jesteś na mnie zła?
-Czy jestem zła? Nie. Jestem wkurwiona, ale na siebie, że
moja przyjaciółka bała mi się wyznać prawdę, że jestem zbyt słaba... Ale nie,
na ciebie nie jestem zła. Wiem, że nie powinnam.
-Ale nie powiedziałam tobie o tym wszystkim.
-Każdy popełnia błędy Lot. –mocno przytuliłam ją do
siebie. –Już wszystko jest okey.
-Chodź noc jeszcze młoda. –Zaśmiałyśmy się razem i
poleciałyśmy na górę – Idziemy na imprezę, a po drodze zgarniemy Harrego.
***
Harry dzisiaj nie mógł z nami pójść. Nawet się nie
dopytywałam o co chodzi, bo to
by nic nie dało. Jeśli on ma coś do zrobienia to jest to
naprawdę ważne, bo
to leniwy człowiek. Może i lepiej. Przynajmniej trochę pobędę z Lot, taki
babski wieczór. Znajdziemy sobie chłopaków do potańczenia, z czym równają się
darmowe drinki, a potem
uciekniemy od nich. Teraz „patrolowałyśmy” teren,
siedząc na wysokich krzesłach przy barze. A barman nam się dziwnie
przypatrywał, a może mam już jakieś schizy?
-Który ci się podoba? –zapytałam Lot
-Sama nie wiem, każdy z
nich jest przystojny, ale...
-Ale to nie jest ten jedyny –szepnęłam spuszczając głowę. –Jestem
już zmęczona, chciała bym chłopaka, który się zaangażuje.
-Kwiatki, randki, buziaczki, trzymanie za rączkę, takie
sprawy?
-Tak –zaczerwieniła się.
-Nie wstydź się Lottie to nic strasznego, że chciała byś
kogoś kto cie pocieszy, przytuli i tak dalej – a ja coś o tym wiedziałam.
-Może zatańczysz –podszedł do niej jakiś koleś,
wystawiając rękę do niej, a w jej oczach aż się zaświeciły iskierki radości.
-Słodki –wyczytałam z ruchu jej warg, gdy się ostatni raz
do mnie odwróciła.
Lottie jest typem romantyczki. Ma wykreowanego mężczyznę
idealnego, jak z tych książek o miłości. Szlachetny, kochany no i uroczy.
Jednak nigdzie nie może takiego znaleźć, ciekawe, może dlatego, że taki nie
istnieje. Ale ona nadal stoi przy swoim, poszukując księcia z bajki. Wiele razy
się sparzyła, ale co poradzić dziewczyna szybko się zakochuje, ale chce
wreszcie kogoś kochać...
-Hej –moje
rozmyślenia ktoś mi przewał. –Może drinka?
-Nie wiem, a co proponujesz?
Chłopak był średniego wzrostu, włosy miał prostę, krótkie
koloru jasnego brązu, oczy ciemne, usta wąskie nad którymi był mały pieprzyk,
był przystojny i to bardzo. Ubrany zwyczajnie, granatowe dżinsy, bluzkę, a na
to zarzuconą ciemną marynarkę. Przez pół podwinięte rękawy widać było rękaw z
tatuażami. Lubię je, w końcu sama mam ich sporo do pokazania. Ale moją uwagę
przykuł ten na karku, były to znaczki, jakby japońskie. Widać było tyko
kawałek. -Penie reszta rozciąga nie na jego umięśnionych plecach, po
kręgosłupie- pomyślałam.
-Ballini? –skrzywiłam się, nie nawiedzę tego drinka
-Wolę Mojito –odparłam.
-Ja też, ale kobiety wolą wina.
-Czyli zawsze działa?
-Nie wiem. A na ciebie działa?
-Może? –udałam, że się zastanawiam –Rozumiem, że stały praktykant? –zapytałam z podtekstem.
-Dobry obserwator.
***
Wypiliśmy kilka drinków, ale spokojnie
nie jestem wstawiona. Lubię pić, a także lubię sama dotrzeć do domu bez
niczyjej pomocy. Z Rickiem, to ten super przystojniak, dużo rozmawialiśmy, a
także tańczyliśmy. To świetny chłopak, ale chyba tylko na jedną noc.
Razem
poszliśmy na parkiet. W tym klubie było naprawdę dużo osób i mało powietrza.
Możecie to sobie wyobrazić, gdy mnóstwo par ocierających się o siebie tańczy
uwodzicielko. Nie byłam lepsza, z Rikiem tańczyło mi się super, ale za każdym razem, gdy
mnie dotykał, czułam, jakbym robiła coś złego. Każde jego muśnięci dłonią po
moich biodrach, czy udach było jakby niedozwolone, a moje ciało reagowało
lekkim odsunięciem.
Poczułam, jak chłopak przysuwa mnie
jeszcze bliżej siebie, przekręcając mnie tyłem do siebie, jest stanowczy, ale
delikatnie. –Wie czego chce- pomyślałam. Jego usta dotknęły mojej szyi, zostawiając mokre pocałunki. Swoją ścieżkę
prowadził wzdłuż szczęki, ale sama nie wiedział czy tego chce. Było przyjemnie,
nawet bardzo. Przymknęłam oczy z rozkoszy. Czułam jego usta na policzku, a
potem znów mnie przekręcił, tym razem w swoją stronę. Nasze twarze
dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
-Podobasz mi się, bardzo. –szepnął do mojego uch, przy tym muskając ustami płatek mojego uch
–Jesteś taka seksowna.
Wbił się niespodziewanie w moje usta, pieszcząc
podniebienie. Czułam dominacje w jego ciele, trochę mnie to denerwowało. Jednak
nasz pocałunek trwał zaledwie kilka sekund, bo ktoś oderwał Ricka ode mnie.
-Koleś nie pozwalaj sobie! –o nie!
-A ty to kto, by mną rządzić! –nikt nawet nie zwrócił na
nich uwagi, chyba często są wszczynane tu kłótnie o dziewczynę.
-Nie twój zasrany interes! Już cie nie ma! –Rick został
złapany za „fraki”.
Przygwoździł go do ściany i zaczął coś do
niego mówić tak, że tylko oni wiedzieli o czym, a Rick zrobił wielkie i
przestraszone oczy, nieruszająca się. Tego było już za wiele, co on sobie
wyobraża!
-Zayn zostaw go! –szarpnęłam za jego ramie,
ale on i tak się nie ruszył –Puść!
Popatrzył na mnie gniewnie. Przywalił mojemu towarzyszowi
w twarz, a mnie złapał na łokieć wyprowadzając z pomieszczenia.
-Co to kurwa było!
–krzyknął na mnie.
-Ze co! To ja powinnam to powiedzieć. Jesteś jakiś
pojebany.
-Ja!
-TAK! Śledziłeś mnie!?
-Nie, ale musiałem tu być, cię pilnować!
-A ktoś cię prosił o to, bo ja nie. Psychol!
-To ty zachowujesz się jak dziwka, puszczając się na
prawo i lewo!
To było za wiele. Najpierw mnie śledzi, potem psuje
zabawę, a na końcu wyzywa. Po co on za mną łazi, by potem wszystko wygadać rodzicom?
Byłam tak
wkurwiona, że już nie panowałam nad emocjami. Czułam, że zaraz eksploduje, moja
twarz zrobiła się czerwona z wściekłości, dlatego zamachnęłam się i dałam mu
siarczysty cios w twarz, zwanym „liściem”. Na jego twarzy został czerwony
ślad mojej ręki. Zayn złapał się za zapewne bolące miejsce i patrzył się na
mnie wielkimi oczami. O tak kochanie, już nie jestem tą grzeczna dziewczynką.
-Nie waż się tak na mnie mówić. –syknęłam przez zęby, odwracając się i
szybkim krokiem odeszłam od niego w stronę parkingu. Byłam jakieś 100 metrów od
wejścia do klubu, a podskoczyłam, ze strach słyszą przychodzącą wiadomość.
Wyjęłam telefon:
Od:
Nieznany
Tym razem ci się udało. Zobaczymy co dalej.
Rozejrzałam
się w okół, ale nikogo nie było. Spojrzałam na wejście
klubu. Zayn nadal tam stał trzymając w jednym ręku telefon, a w drugim kluczyki od samochodu. Nie
wiedział, że na niego patrzę. Widziałam,
że telefon mu świeci, mam świetny
wzrok, a może dlatego, że było ciemno. Musiał go przed chwilą
używać! Czy to on?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz