Nie wiedział, że
na niego patrzę. Widziałam, że telefon mu świeci, mam świetny wzrok, a może dlatego, że było
ciemno. Musiał go przed chwilą używać! Czy to on?
***
Szłam w ciemnościach tego miasta,
ciasnymi uliczkami na skróty, by szybciej wskoczyć do ciepłego łóżka. Wyszłam
na jedną z głównych ulic, ale jeszcze zostało mi z pół godziny drogi. Chodź
latarnie gdzie nie gdzie świeciły to i tak nie mogłam polegać na swoim
wzroku. Przecież nie mogłam wejść za
kierownice, gdy byłam lekko wstawiona, aż taka głupia to nie jestem. Martwiłam
się o Lottie, ale chyba nie mam o co, bo często się „rozdzielałyśmy” w czasie
imprezy.
Czułam
się dziwnie, nikogo nie było na ulicy, tylko co jakiś czas przejeżdżał ulicą
jakiś samotny samochód. Czułam, jakby ktoś mnie obserwował. Może ktoś mnie
śledzi, niespokojnie zaczęłam się rozglądać na boki, jakby to pomogło.
Uspokoiłam się, ale potem dyskretnie odwróciłam się i zobaczyłam czarne BMW jadące powoli za mną. Jaka była moja reakcja, gdy samochód podjechał bliżej, a
ja stałam osłupiała. –Idiotko uciekaj, może to jakiś gwałciciel –włączył się
zdrowy rozsądek, ale było już za późno:
-Odwieść cie gdzieś mała? –odetchnęłam z ulgą.
-Mała to może być twoja pała –zaśmiałam się.
-Pyskata jak ją zapamiętałem.
***
Samochód zatrzymał się przed moim
domem. Wszystkie światła były pozagaszane. Przez całą drogę wpatrywałam się w
szybę, dlatego dopiero teraz mogłam się przyjrzeć chłopakowi. Zmienił się.
Swoje długie włosy, które opadały mu na czoła postawił do góry i bardzo skrócił.
Oczy wciąż miał brązowe, które miały tyle zaufania. Delikatny uśmiech nie
schodził z jego twarzy.
-Jak się trzymasz mała?
-Liam... jest okey.
Wiedziałam o co mu chodzi. Po
wyjeździe Zayna nasza grupa się rozpadła. Po prostu nie chciałam przebywać z
ludźmi tak podobnymi do niego. Chciałam się od nich odizolować i robiłam różne
głupstwa.
-Wpadnij kiedyś do warsztatu. Nie odwracaj się od nas.
Spodoba ci się tam.
-Zobaczymy.
-Będę czekał.
Zamknęłam delikatnie drzwi
pasażera i skierowałam się do domu. Gdy przekręciłam klucz w zamku, usłyszałam
ryk odjeżdżającego samochodu. Weszłam do środka, a świtało się zapaliło
oślepiając mnie.
-Co jest? –szepnęłam, przecież nawet nie wcisnęłam
włącznika.
-Gdzie byłaś tyle czasu? –znów Zayn
-Nie twój zasrany interes! - co to go w ogóle obchodzi?!
-Martwię się.
-Martwi się, o ciebie
–powiedziała podświadomość. Pokręciłam głową, zaprzeczając. To przecież
egoista.
-Ty martwisz się tylko o swoją dupę –odeszłam.
***
Całą noc myślałam jak się odegrać na Zaynie. Może wrzucić mu
coś do łóżka, jakaś plotka? Nie, przecież on nie przejmuje się zdaniem innych.
Leżąc teraz na łóżku nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nic mi się nie chciało,
ale nie mogę cały dzień leżeć i nic nie robić. Ale czemu nie przekręciłam się
na drugi bok, ale mój spokój nie trwał wiecznie, bo zadzwonił telefon, strasząc
mnie tym nie miłosiernie, dlatego stoczyłam się z łóżka.
-Mój tyłek –zawyłam łapiąc się za niego. –Czego chcesz!
-Miły początek dnia.
-Taaa
-Co jest Harry?
-Czy ja zawsze muszę dzwonić do ciebie jak coś chce? –zapytał
urażony.
-Yyyy, tak, bo inaczej byś do mnie przyszedł.
-Właśnie się tak składa, że stoję przed twoim domem i marznę.
-No to na co czekasz, na zbawienie, właź.
-Tylko jest mały problem.
-Jaki? –westchnęłam poirytowana
-Drzwi są zamknięte! –krzyknął do słuchawki, aż odsunęłam ją
od mojego ucha.
-Jak to, kto zamknął je, przecież zawsze są otwarte?
-Będziesz się tak długo zastanawiać, czy w końcu mi
otworzysz.
Rozłączyłam się i zeszłam na dół,
nie myśląc nawet, że jestem w piżamie. Drzwi frontowe zawsze są otwarte, w
końcu brama ma kot i nikt poza rodziną, Harry też się do niej zalicza, nie zna
kodu, to bez sensu. Przekręciłam zamek, szarpnęłam za klamkę i zobaczyłam, naprzeciwko
mnie przemoczonego Harrego stojącego pod małym daszkiem, który swoją drogą nie
wiele dawał. Loczek uśmiechnął się krzywo, jakby smutno, całkiem nie w jego
stylu. Swoim wzrokiem przeleciał mnie z góry na dół, a jego stary, radosny i
szczery uśmiech znów powrócił.
-To dla mnie tak się ubrałaś –przekroczył zdecydowanie
granice mojej przestrzeni osobistej. Zatopiłam się w jego pięknych zielonych
oczach
-Przestań! –szturchałam go w ramie, ale on nawet nie drgnął.
Ktoś za nami odchrząknął.
-Dzień dobry –wzrok Harrego przeszedł na osobę za mną.
Powoli się obróciłam i zobaczyłam
moją mamę, stojącą w szlafroku. Wpatrywała się w nas dziwnie. Oczy miała
przymrużone, a usta lekko zaciśnięte, ręce splecione na piersi. Nie odezwała
się słowem, tylko lekko kiwnęła na przywitanie mojego przyjaciela.
-Nie musicie sobie przeszkadzać, ale wolała bym, żebyście
weszli do środka, bo jeszcze się przeziębicie.
No tak byłam w mojej piżamie,
która składała się z sportowego stanika i krótkich spodenek, a ubranie Harrego
było całe mokre.
-Dobrze proszę pani –jak zawsze uprzejmy.
Wziął
mnie za rękę i poprowadził do pokoju, w którym nie zdążyłam pościelić łóżka. I
tak rzadko sprzątam u siebie, Harremu to i tak nie przeszkadza.
-Coś się stało? –widziałam jego smutną twarz, rzadko taki
jest. –Harry co jest?!
-Nic, po prostu się zamyśliłem. Wszystko jest...-zamyślił
się, „znów” –dobrze. Tak jest dobrze –ostatnie słowa dodał jakby do siebie.
-Martwię się.
-Nie mam powodu. To ja mam się tobą martwić, a nie na
odwrót.
-Dobrze –znów te słowo, potwierdzające, ale mówiące
jednocześnie, że coś jest nie tak.
-Daj te mokre ciuchy musisz się przebrać.
***
Cały dzisiejszy dzień, aż do
popołudnia spędziłam w pokoju z Harrym, śmialiśmy się i jak zawsze po prostu
byliśmy razem. Przyjaciel jakby zapomniał co go trapiło i znów był taki jak
dawniej. Właśnie śmiałam się tak, że mój brzuch pękał. Macie tak czasem, nie
możecie nawet słowa wydusić z bólu i śmiechu. Tą piękną chwile, ale lekko
bolącą przerwała nam moja mama:
-Cher wyjeżdżam dziś, na tydzień –o, szkoda, że tylko tyle,
zwykle zostawiała mnie z tatą nawet na miesiąc. – Victor zachorował, dlatego
został u swojej rodziny. Mam jednak nadzieje,
że będziesz się zachowywać rozsądnie. –czemu gdy ona tak mówi do mojej głowy
wpływają różne szalone pomysły.
Catherine wyszła z pokoju, ale za
chwile znów wróciła:
-A i jeszcze jedno Zayn będzie się
tobą opiekował, więc zostawiam wam trochę więcej pieniędzy na jakieś jedzenie, albo
coś. Do zobaczenia skarbie! –ponownie wyszła z mojego pokoju.
-Taaa, opiekować to może się... –nie
dokończyłam by nie przeklinać i bez potrzebny się wkurzać, ale prawie
zapomniałam, że ten idiota jest, a tak w ogóle, gdzie on się podziewa w domu go
chyba nie było?
-Cher? We wtorek przyjeżdża moja
mama i zaprasza nas na obiad, co ty na to?
-Chętnie. Uwielbiam twoją rodzinę
i kuchnię mamy. Gemma też będzie?
-Tak niedługo ma ostatnie egzaminy
i postanowiła trochę pobyć z rodziną przed wkuwaniem.
Gemma
jest naprawdę super, niedawno się poznałyśmy i strasznie zżyłyśmy. Kilka razy
byłyśmy na zakupach i na imprezie, ale tam nam też towarzyszył Harry. Nie
chciał się przyznać, że martwi się o siostrę i nie chce jej puszczać samej.
Jeśli o imprezy Harry znów zaczął ten sam temat, ale ja naprawdę nie mam ochoty
imprezować jakoś szczególnie.
-No proszę i tak chata jest wolna.
Cały dom nasz. –zrobił szczenięce oczka. –Plose. –jak dziecko.
Ale
to jest zły pomysł czuje to. Moja mama wyjechała i za tydzień dopiero wróci,
ale nadal nie wiem kiedy ojciec będzie znów
w domu. A wtedy przypomniało mi się o czym rozmyślałam rano i problem
rozwiązany. Nie do końca wiem jak, ale...
-Dobra dziś jest sobota to akurat,
czas na małą imprezkę.
-Czyli jednak zgadzasz się, ale
czemu?
-Zobaczysz.
~ ~ ~
Tak! Właśnie przeczytałeś kolejny rozdział więc może wciśnij na dole Dodaj komentarz byłoby miło. Podziel się ze mną przeżyciami.
xo Izzy