Nagle przypomniałam sobie coś ważnego, czego nie powiedziałam Harremu.
-Harry tak naprawdę to
ja nie jestem tu sama...
Niezręczną
ciszę, która trwała między mną, a Loczkiem przerwał huk wydobywający się za
drzwi. Nie miałam pojęcia co za nimi się działo, ale przeczuwałam, że nic dobrego.
Ktoś otworzył drzwi frontowe z
niesamowitym łoskotem. W progu stała czarna postać z rękami opartymi po obu
stronach framugi i głową opuszczoną
bezwładnie. Jego kruczoczarne, przemoczone włosy opadły mu na czoło, wpadając przy tym do oczu. Ciężko
dyszał jakby przebiegł maraton. Z chwilą gdy pokazał swoją twarz serce zabiło
mi mocniej. Z przerażenia? Chryste!
–na szczęście nie wykrzyknęłam tego na głos. Może i w tym świetle był podobny
do pokutnika, ale to był tylko Zayn.
-Pakuj się! –warknął.
Nie
czekając na odpowiedź z mojej strony próbował pokuśtykać do pokoju. Jednak nie
przeszedł nawet metra, a ja złapałam go za przedramię. Lekki dreszcz przeleciał
przez moje ciało, od spotkania jego zimnej kurtki z moją rozgrzaną skórą. Nie
miałam zamiaru odpuścić mu tym razem. Musiałam się w końcu dowiedzieć o co tu
chodzi.
-Nie tak szybko pięknisiu. Najpierw wytłumaczmy mi co się
dzieje.
-Nie ma o czym gadać. Rób to co ci karze!
-Ja nigdy nie robię tego co mi karzą –warknęłam
–Przychodzisz tu, ledwo stoisz na nogach, wyglądasz jak gówno, które ktoś
podlał, a potem się na nim poślizgnął i jeszcze karzesz nam się stąd wynieść,
chodź ledwo tu dotarliśmy.
-To w końcu się naucz –odpowiedział jakby nie słysząc tego
so powiedziałam potem. –I tak jesteś tu sama więc nikt ci nie pomoże. Nie masz
wyjścia, masz się mnie słuchać.
Usłyszałam
chrząknięcie za moimi plecami.
-Jeśli chodzi o tą samotność to wątpię czy jej doskwiera.
Więc zamknij się i daj jej spokój, tak jak to zrobiłeś pół roku temu –Harry
objął mnie w pasie i popatrzył wyzywająco w stronę czarnowłosego.
Zayn,
jakby się nie przejął jego słowami. Jakby dla niego Loczek w ogóle się nie
liczył. Może i to prawda. Popatrzył na rękę bruneta leżącą na mojej tali i
prychnął pod nosem. Wydawało mi się, że Zayn ma ciemnie oczy, ale w tej chwili były jakby jeszcze
ciemniejsze, chodź mogło by się wydawać to niemożliwe.
-Słuchaj szczeniaku ja tu jestem od wydawana rozkazów.
-A kto tak powiedział? Twoja mamusia? –zakpił Harry.
Raczej
większość do mojej matki mówili po imieniu, więc nie trudno było się domyślić,
że Harry mówi o biologicznej mamie Zayna. Harry przeholował. Dla chłopaka bez
prawdziwych rodziców to trudny temat, więc wiadome było, że mój braciszek się
wkurzy.
W
jednej sekundzie chłopcy wylądowali na ziemi. Zayn leżał okrakiem na Stylesie i
naparzał go pięściami, ale przez swój zły stan, który już wcześniej zauważyłam
szybko zmienili pozycje i to Loczek triumfował. Widząc, krew na podłodze
postanowiłam zareagować.
-Harry uspokój się –udał, że nie słyszy. –Głuchy jesteś!
Złaś z niego!
Spojrzał na mnie jak na kosmitę.
-No co? –wzruszyłam ramionami, a Hazza zszedł w tym czasie z
Zayna. –Nie mam zamiaru sprzątać krwi z podłogi po was –wskazałam głową na
kilka sporych kropel brunatnej cieczy.
Zayn
zakasłał kilka razy, wypluwając przy tym jeszcze więcej krwi. Przekręcił się
na bok i spróbował się dźwignąć na nogi, ale nie bardzo mu się udawało.
Zaśmiałam się pod nosem i jakby od niechcenia skierowałam się w jego stronę.
Przytrzymała go za ramie, by pomóc mu wstać. Jeszcze nawet się nie wyprostował,
a musiał dogryźć Loczkowi:
-Widzisz suka cię uratowała –nie przejęłam się tym
wyzwiskiem, byłam gorzej nazywana. Moja duma przy tym nie ucierpiała, ale jego
owszem. Zresztą ma szczęście, bo gdyby nie ja to pewne leżałby na podłodze ze
złamanymi kośćmi.
Harry
podszedł do mnie. Myślałam, że chce mi pomóc z tym ofiarą, ale on tylko
wymierzył mu kopniaka w środek brzucha. Zayn nie wydał z siebie żadnego
dźwięku, ale za to znów się zatoczył i upadł w kałuże krwi.
-Nie waż się tak o niej mówić! Bo następnym razem wylądujesz
w szpitalu, a nie na ziemi.
Chciałam
go znów podnieść, ale się zawahałam.
-Zostaw to ścierwo niech sam sobie radzi, nie zasłużył na
twoją pomoc –podpowiedział Harry na tyle
głośno, żeby Zayn wszystko usłyszał.
-Masz racje on nie zasługuje na niczyją pomoc.
-Bo jej nie potrzebuje –wyjęczał, zapewne przez ból.
Jego kolejne próby podniesienia zakończyły
się upadkiem. Wciągnęłam szybciej powietrze, ale nie mam zamiaru go niańczyć
jest już dużym chłopcem. Harry kiwnął na mnie i odeszliśmy od niego. Na dworze
usłyszałam piski opon, ale...Jak zawsze jest jakieś ALE i nim jest Zayn.
-Poczekajcie –jęknął żałośnie.
-Człowieku nie pogrążaj się już bardziej –zwróciłam mu uwagę.
Zerknęłam
na już stojącego ciemnowłosego. Jego postać była wyprostowana, a w ręku lśnił metaliczny
przedmiot. Broń! Czy go totalnie pogięło. Lufa była skierowana prosto na mnie,
a dokładnie w moją głowę.
-Co ty wyprawiasz! Odłóż to! –krzyknął Harry, powoli się do
niego zbliżając.
-Nie ruszaj się –wycelował na chwile na Loczka, a gdy ten
się zatrzymał i podniósł ręce w geście obronnym znów powrócić do mnie. –Dobrze
wiesz, że nie mam nic do ciebie. Może nie zupełnie nic, ale..nieważne zejdź mi
z drogi Harry i wracaj do Nowego Yorku! –krzyknął nieźle wkurzony i widać było
tą furie nie tylko po jego zachowaniu, ale także po oczach. –A ty –zwrócił się
do mnie. –Wychodzimy stąd –nadal się nie ruszyłam. –Już!
W
jednej chwili otrzeźwiałam. Przecież nic mi nie zrobi. Gdyby tak było miał do
tego tyle okazji.
-Odłóż tą zabaweczkę. Doskonale wiemy, że jej na mnie nie
użyjesz –podeszłam bliżej niego i spojrzałam głęboko w jego oczy i już
wiedziałam. Miałam racje i on o tym wiedział.
Opuścił
pistolet by potem znów go podnieść, ale tym razem na Harrego.
-Masz racje. Ale na nim mi nie zależ. Albo natychmiast ze
mną wyjdziesz, albo go postrzelę i zostawię by powoli się wykrwawił.
Miałam
jakąś minutę na podjęcie decyzji. Tym razem wiedziałam, że nie żartuje. Co mam
zrobić?! Odpowiedź była prosta.
-Dobra. Ale on idzie z nami.
-Ruszać się, już! Idziemy tylnym wyjściem.
A w
ogóle mamy takie? Nie miałam o nim zielonego
pojęcia. Zdałam się totalnie na Zayna, ściskając przy tym mocno dłoń
Hazzy. Zayn wskazał nam wyjście i kazał iść przodem. Kontem oka zauważyłam, że
sam rozglądał się co chwile za siebie jakby oczekiwał, że coś go
niespodziewanie zakatuje.
***
Za
domem stał Land Rover. Jasne taki samochód pasuje do Zayna. Czarny lakier oraz
przyciemniane szyby nawet te przednie. Czy to w ogóle legalne, z tego co wiem
tylko, że te styłu mogą być niewidoczne.
-Wskakujcie do tyłu.
Te
wieczne rozkazy. Ale posłuchaliśmy się.
-Ile można –ktoś z sierotka marudził i ja już wiedziałam
kto.
Otworzyłam drzwi pasażera i zobaczyłam
blond czuprynę, a jeśli on tu jest to i jego głupawy przyjaciel też
niedaleko się pałęta.
-O nie ja z nimi nie jadę.
-Nie marudź!
Harry wsiadł jako pierwszy, a ja
tuz za nim. Zayn nie czekając, aż usiądę ruszył z piskiem opon. Wpadłam na
przednie siedzenie, odbijając się od niego wylądowałam na czymś twardym. Na
szczęście to były czyjeś kolana.
-Złaź ze mnie idiotko! –krzyknął blondyn i zepchnął moje
ciało na kogoś innego, ale tym razem oplotły mnie przyjemnie ciepłe ręce.
-Odwal się Horan! –widząc, że Louis otwierał usta, żeby coś
dopowiedzieć uprzedziłam go. –A ty Tomlinson
nawet nie komentuj –Louis zrobił dziwną minę. Pewnie się zastanawiał jak „przeczytałam”
mu w myślach.
Harry
trzymał mnie mocno prawie jak pasy, ale jednocześnie w jego dotyku było coś
delikatnego. Poczułam przyjemnie wibracje klatki piersiowej przyjaciela,
spowodowane jego stłumionym chichotem.
-Dzięki Hazza –pocałowałam go w policzek.
Usłyszałam tylko czyjeś
prychniecie i dziwny wzrok Zayna w przednim lusterku. Harry się bardziej we
mnie wtulił. A mój braciszek zmrużył oczy.
-Patrz na drogę –nawet tego nie skomentował, ale posłuchał
się.
-Boże ty jesteś cały we krwi –odezwał się Liam, którego
wcześniej nie widziałam, bo siedzi koło kierowcy.
Głowa mnie rozbolała, bo wszyscy
cały czas krzyczą. Czy tu musi być, aż tak dużo ludzi po co tu wszyscy
przyjechali?! Jeszcze niech mi powiedzą, że Lot także tu jest.
-W swojej własnej –odpowiedziałam z kpiną.
-Co! Jedziemy na pogotowie.
-Nie trzeba –zapewnił go Zayn.
-Jak to nie. Krwawisz z brzucha.
-To jego krew bitewna, w której wygrałem –dorzucił Loczek.
-Przyszli?
-Nie –Zayn spojrzał na Liama wymownie i Li już się nie
odezwał.
***
Podróż
trwa już jakieś pół godziny, a mój tyłek był w opłakanym stanie. Na dłuższą
metę chude nogi Harrego są strasznie niewygodnie i kościste.
-A tak właściwie to gdzie jedziemy?
-Do hotelu –odpowiedział mi Niall z lekkim wyrzutem, że
cokolwiek się odzywam.
-Dlaczego?
Blondyn
chciał mi odpowiedzieć, ale uprzedził go Zayn.
-Bo wujek pojechał w delegacje i na jakiś czas musimy
przenocować gdzie indziej.
-Dlaczego?
-Bo w domu wuja będzie remont.
-Dlaczego? Przecież wszystko wyglądało na odnowione.
Zayn chwile się zastanawiał.
Jakby odpowiedzi mu się skończyły.
-Nie zadawaj głupich pytań i się zamknij już dojeżdżamy.
Miał
racje minęliśmy właśnie znak skrętu do hotelu. Myślałam, że to będzie jakiś hotel
przynajmniej dwu gwiazdkowy, a w ostateczności mały pensjonat, ale najwyraźniej
się pomyliłam. Budynek wyglądał obskurnie i jak pierwsza lepsza melina. Był
zrobiony z pomarańczowej cegły, która przez upływające lata dosyć mocno
zszarzała. Mieściły się tu trzy piętra, a z frontu było widać tylko trzy okna,
co za symetria, tylko w jednym paliło się światło.Wychodząc z samochodu weszłam
jeszcze w kałuże i przemoczyłam całego buta. To zdecydowanie będzie ciężka noc.
~ ~ ~
Wolicie żeby wszystko było pisane jednym ciągiem, czy tak jak tutaj były takie przerwy (entery? nie wiem jak to wytłumaczyć) albo chcecie mniejsze literki? Pytam się tylko po to żeby wam się dobrze czytało.
xo Izzy