wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 14

-Hallo?
-Cześć Victor.
Jednak wiem jedno, Zayn ma racje nikt nie może się o tym dowiedzieć.

polecam ten kawałek do rozdziału

***
-Panienko Cher doskonale rozumiem, że nie chcesz tam być. Zresztą nie dziwie się ten dom to rui...raczej...nie w twoim stylu.
-Taa –wiedziałam o czym mówił, jeszcze kilka lat temu walały się tutaj sterty jakiegoś, prawdopodobnie radioaktywnego syfu.
-Dlatego za kilka dni do ciebie dołączę. No wiesz twoja mama kazała mi cie się pilnować –prychnęłam pod nosem na jego uwagę. –Albo raczej twojego wujka, bo obawia się, że będzie się włóczyć zapijaczony.

                Wuj nie jest świętoszkiem, zachowuje się czasem jak kutas, jest chamski, surowy, ale nigdy nie widziałam żeby pił. Raczej swoje emocje „wyładowuje” przed telewizorem na meczu NBI*. Bo jak on to mówi, przynajmniej tak może poczuć się znów prawdziwym Amerykaninem. W zasadzie wuj Thomas nigdy nam nie mówił czemu wyjechał ze Stanów, a od dawna mnie to ciekawiło. Chodź widać było, że tęskni za swoim ojczystym krajem to nigdy nas nie odwiedził.

                Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam nieznany mi dotąd kobiecy głos nawoływał naszego lokaja. Może jednak Victor ma jakąś rodzinę, do której może zawsze wrócić.

-Cher naprawdę muszę już kończyć, trzymaj się, jakby coś się działo zawsze możesz mi o tym powiedzieć –rozłączył się.

-Wiem –powiedziałam już bardziej do siebie.

                Po tej rozmowie zasnęłam w ubraniu. Byłam tak zmęczona wydarzeniami poprzedniego dnia, że kiedy się obudziłam zegarek wskazywał jedenastą dwadzieścia dwie. Ta noc była zbyt spokojna jak na to co się dzieje w moim umyśle. Macie tak czasami, że zasypiacie, a gdy się budzicie jakby minęło kilka minut, jednak w rzeczywistości przeleciała cała noc?! Ja właśnie tak miałam. Nic mi się nie śniło, totalna pustka.

                Nie mogąc już tak dłużej bezczynnie siedzieć w pościli wstałam i nie przejmując się ścieleniem łóżka wyszłam z pokoju do łazienki, ówcześnie biorąc ciuchy na przebranie i trochę kosmetyków. Zmyłam z siebie resztki wczorajszego dnia i ubrałam się w czarne dżinsy, biały koszulek, na to zieloną kurtkę z kapturem i sztyblety. Na dworze nie jest zbyt ładnie, chmury zasłaniają całe słońce, a delikatny deszcz ciągle stuka o parapet w łazience. Jak to w Anglii bywa pada.

                Weszłam do kuchni, a tam żadnej żywej duszy. Lodówka podobnie świeciła pustkami. No trudno trzeba iść coś zjeść na mieście. Wzięłam ze sobą telefon i portfel. Pomaszerowałam w stronę miasta. Mogłam się wreszcie rozejrzeć po okolicy, która swoją droga trochę się zmieniła. Nabrała kolorów, dzięki nowym domom. Chodnik odnowiony, a na trawniku zasadzone nowe drzewa. Dobra, przyznam zmieniło się tu na dobre, mogę nawet powiedzieć, że jest tu całkiem ładnie. Nasz sąsiad z  naprzeciwka naprawdę się postarał, bo to jeden z najpiękniejszych domów na tej ulicy. Widać, że ludzie mieszkający tu także się zmienili. Nie wiem czy mój wujek tu pasuje, do tego pełnego radości miejsca, jako stary gbur, no dobra nie jest taki stary podchodzi pod trzydziestkę, chyba że on też się zmienił, co do czego mam wątpliwości.

                 Szłam niecałe pół godziny, dopóki nie znalazłam się na miejscu. Czyli przy mojej ulubionej polskiej knajpce w Londynie o nazwie „NiuJork”. Może dlatego tu chodzę, bo nazwa przypomina mi dom? Albo dlatego, bo serwują tu najlepsze pierogi z serem. Zajęłam stolik najbardziej oddalony od wejścia. Przez chwile siedziałam w bezruchu, aż podszedł do mnie kelner i zamówiłam w końcu ukochane pierogi. Tak wiem to dziwne moim ulubionym daniem są polskie pierogi.

                Czekając na jedzenie i przy okazji strasznie się nudząc przypomniałam sobie o Lottie i Harrym. Pewnie się martwią! Poczułam się jak samolub, nie odzywając się przez tak długi czas. Powinnam do nich przynajmniej napisać. Postanowiłam to natychmiast nadrobić. Na wyświetlaczu miałam nie odebraną wiadomość, której wcześniej nie zauważyłam. Była wysłana wczoraj późnym wieczorem.

Od: Nieznany.
Myślisz, że tak szybko o tym zapomnisz?!

                Dzwoneczek przy drzwi w restauracji dał znak, że przyszedł koleiny klient. Automatycznie spojrzałam w tamtą stronę. Moje źrenice rozszerzyły się. Zsunęłam się trochę bardziej z krzesła. Idiotko zaraz wejdziesz pod ten stół –powiedziałam do siebie w myślach. Starałam się żeby mnie nie zobaczył. Ale moje starania niewiele dały. Nie wystarczyło schować się w kąt on i tak mnie zobaczył. Pomachał do mnie radośnie, a ja przymuszona odwzajemniłam ten gest.

-Mogę się dosiąść? –zapytał grzecznie Liam.

-Nie bardzo –warknęłam, ale i tak mnie nie posłuchał i usiadł naprzeciwko.  -Jasne siadaj –powiedziałam sarkastycznie.

Wyprostowałam się na krześle, a potem grzecznie uśmiechnęłam, co raczej wyglądało jakbym poczuła jakiś nieprzyjemny zapach z czyjegoś tyłka, ale strasznie mnie denerwuje tą swoją promiennością. A z drugiej strony może to był jakiś znak. Może by mi pomógł, ale te moje morze jest głębokie i szerokie. Panowała między nami denerwująca cisza. Oprócz tego, że Liam zamówił kawę to pewnie w ogóle by się nie odzywał, co mnie zdziwiło to w końcu on się dosiadł. Dobra pora wziąć sprawy w swoje ręce i wyrzucić to z siebie. Niech ten ktoś w końcu przestał wysyłać te SMSy.

-Liam muszę ci o czymś powiedzieć. Zapewne Wisz co się działo na tej stacji skoro po nas przyjechałeś. Jednak już przed tym ktoś...hmm... jakby to powiedzieć? Wysyła...

-Cher! Cher Lloyd? To naprawdę ty? Myślałem że cię nigdy już nie zobaczę! –przerwał mi ktoś w pół zdania! Co z tymi ludźmi!? To nie film w którym starzy znajomi magiczne znów się spotykają.

-Christopher Jacob Richardson –jednak pozytywnie mnie zaskoczył.

-Jak zapamiętałaś –zaśmiał się.

                Widząc, że siedzi tuż obok nas wpadłam na świetny pomysł.

-Chris dosiądź się do nas. To jest Liam mój... –nie wiedziałam jak dokończyć zdanie.

-Dobry kolega –pomógł mi brunet.

-Li, a to Christopher. Poznałam go na lotnisku.

                Liam uśmiechnął się na zdrobnienie swojego imienia. Tak, kiedyś wszyscy mieliśmy w naszej paczce „fajne” ksywki. Chodź nie, ja nie miałam. W końcu jak skłócić Cher. Potem brunet jakby otrzeźwiał i wstał.

-Miło było cię poznać Christopher –jak zawsze szarmancki, nawet jeśli coś mu nie pasowało –Ale musze was zostawić bardzo się śpieszę. Porozmawiamy późnie Cher – cmoknął mnie w policzek.

                I już go nie było. Pośpiesznie wyszedł z restauracji przy tym potrącając jakiegoś staruszka i przepraszając popędził. Liam co z tobą? Chyba naprawdę się śpieszył.

                Z Chrisem rozmowa przebiegała gładko. Był miły i uroczy, jeśli tak można powiedzieć o człowieku. Czas spędzony z nim był taki zwykły w porównaniu z tym co się działo w moim życiu.

-Zabiorę cię tam kiedyś

-Ale gdzie? –oprzytomniałam.
 -Do Australii. To naprawdę piękny kraj, prawie tak piękny jak ty –zarumieniłam się.
                Co zaraz ja się zarumieniłam to niemożliwe. To był prawie tak głupi tekst jak: „Hej bolało jak spadłaś z nieba?”.
-Na dziewczyny działają takie teksty?
-Nie wiem ty mi powiedz?
-Chyba tak.
***
                Po jedzeniu Chris postanowił odprowadzić mnie do domu.
-To tutaj –wskazałam na mój tymczasowy dom.
-Nie gadaj. Mieszkam naprzeciwko.
-Naprawdę?! –to do niego należy ten piękny i zadbany dom.
-Do zobaczenia Chris.
-Tak.
                Przez tą niezręczną cisze nie wiedziałam co zrobić. Co się stało? Jak mamy się pożegnać? Żadne z nas nie wie co zrobić. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi.
-Cher!
-Taaak?! –podbiegł do mnie.
-Świetnie się z tobą gadało i w ogóle –pocałował mnie w policzek. –Do zobaczenia.

*jakby ktoś nie wiedział NBI (National Basketball Association) amerykańsko-kanadyjska liga koszykówki

KOMENTARZ = MOTYWEJSZYN

sobota, 30 maja 2015

Rozdział 13

Ogólnie dom wyglądał na zadbany, tak jak trawnik przed nim. W okół całej posesji postawiono niewielki płotek z furtką. Zapamiętałam go trochę lepiej, inaczej?

oto MUZYKA do rozdziału

               Zostałam w aucie sama z Liamem. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, więc odpinam pas i już chciałam wysiąść, ale zatrzymał mnie głos mojego przyjaciela, a raczej byłego przyjaciela.
-Cher? –zawahał się jakby bał się konsekwencji tego co powie –Zobaczysz wszystko się ułoży.
                Nie odwzajemniłam jego pięknego, dodającego otuch uśmiechu. Nie kiwnęłam głową, nawet nie mrugnęłam. Po prostu wyszłam. Teraz stoję w deszczu i czuję, że nie ma sensu się nawet osłaniać, bo już jestem cała mokra. W środku ciepłego samochodu wydawało się, że jest jaśniej, ale w rzeczywistości zapadał już zmrok. –Dobra Cher wchodzimy –powiedziałam sobie w myślach, łapiąc za klamkę drzwi wejściowych domu. Otwarte. Wchodząc do sierotka poczułam się jakbym cofnęła się w czasie. Nic się tu nie zmieniło, jakby przez te lata nikt tu nie mieszkał. Nie mam ochoty zwiedzać tego przeklętego domu, więc poszłam szybkim krokiem do pokoju, który zazwyczaj zajmowałam w dzieciństwie. Dom z zewnątrz wygląda na malutki i chodź w środku także taki jest to posiada zaskakująco dużo pokoi. Ma trzy małe sypialniane, w których ledwo się mieści łóżko, salon, kuchnię i łazienkę tej samej wielkości co pokoje. Może w domu miałam tak zwane luksusy, ale nie jest tak strasznie. Mam nadzieje, że tu przynajmniej się wyśpię.
                Stanęłam w drzwiach „mojego” pokoju. Od razu w oczy rzuca się przepiękna lampka w stylu vintage, która stoi na komodzie na ubrania. Ktoś wiedział, że uwielbiam takie starocie. Ogólnie pokój był odnowiony, jakby specjalnie dla mnie. Ściany odmalowanie w delikatnym lawendowym kolorze. Po lewej stronie od drzwi stoi niewielkie białe dwuosobowe łóżko, z pościelom w kwiaty oraz białym miękkim kocem. Po drugiej stronie, czyli po mojej lewej stoi wspomniana wcześniej biała komoda z kilkoma szufladami. Naprzeciwko mnie jest wielkie stare okno z przezroczystą długa do podłogi firankom, a na ziemi moja walizka. Matka miała racje moje rzeczy już tu na mnie czekają. Podłoga kontrastuje z umeblowaniem, bo zrobiona jest z mahoniu. Weszłam do sierotka, zamykając przy tym drzwi. Opadłam ciężko na łóżko i przymknęłam oczy. Przekręciłam się na bok tyłem do okna, by nie patrzeć na zewnątrz na ten wstrętny deszcz. Zauważyłam, że na ścianie wisi rysunek samochodu. Wstałam natychmiastowo by przyjrzeć się pracy. To nie byle jaki samochód, ale mój. Ford mustang ’69.
Ten ktoś musiał się postarał, bo szkic jest naprawdę imponujących rozmiarów, a każdy nawet najdrobniejszy detal jest idealnie odwzorowany.

                Usłyszałam za sobą delikatne pukanie, a potem skrzypnięcie drzwi.
-Cher? –powiedział Zayn, a ja mruknęłam coś niezrozumiałego, dając mu do zrozumienia, że go słuchał i by kontynuował. –Chciałem porozmawiać o tym co się wydarzyło. No wiesz na tej stacji. Po lotnisku –wypuścił głośno powietrze –Wiem, że to mogło być smutne, bo widziałem jak rozmawiasz z tą staruchą, ale...
                Odwróciłam się do niego, a on zamilkł. Wpatrywał się we mnie z przerażeniem. Dlaczego? Dopiero po chwili poczułam, że z moich już pewnie czerwonych oczu i policzków płyną smugi przezroczystej, słonawej cieczy. Nie mogę ich powstrzymać. Zaczęłam je ścierać, ale na daremne, nie nadążałam. Zayn podszedł do mnie i nadal milczał. Chciał mnie do siebie przygarnąć lecz szybko uniknęłam jego dotyku.
-C-co? –słysząc mój zachrypnięty głos przeraziłam się. –Smutne!?
-Chodzi o to, że nie możesz o tym nikomu powiedzieć. Nawet policji. Najlepiej jakbyś o tym zapomniała. Nikt nie może się o tym dowiedzieć –położył nacisk na słowo „nikt”.
Starł wierzchem dłoni resztkę moich łez. Chciał mnie do siebie przygarnąć lecz szybko uniknęłam jego dotyku. Nabierała we mnie niewyobrażalna wściekłość.
- Jesteś pojebany! Myślisz, że chce to pamiętać. Nie, ani widzieć tego w mojej głowie i ciebie także! Wynoś się i zniknij! –pokazałam ręką na wyjście.
-Naprawdę tego chcesz? –szepnął, jakby zraniony.
-Tak! –popatrzył na mnie smutnym wzrokiem zbitego szczeniaczka. Obrócił się i skierował w stronę, którą pokazywałam. Raptownie jakby zmienił zdanie i spojrzał na mnie, a jego wyraz twarzy zmienił się na złośliwy uśmieszek.
-Sorry kochanie to nie jest koncert życzeń.
-Pierdol się Malik!
-Na pewno nie z tobą, mam problem nawet z dotknięciem cię małym palcem.
-Rzeczywiście problem to ty masz, z zaniżonym rozmiarem małego, ale gdzie indziej –spojrzałam w stronę jego krocza.
               Wyszedł trzaskając głośno drzwiami, aż podskoczyłam. Poddał się? Tak po prostu poszedł bez słowa? Zostałam sama w pokoju. Z ciężką duszom opadłam na łóżko. Tyle razy miałam różnego rodzaju problemy, a jednak zawsze udawało mi się z nich wyplątać, chodź czasem z czyjąś pomocą. Gdy był jakiś problem po prostu starałam się o nim zapomnieć, aż sam się rozwiąże. Zawsze wybieram najprostszą drogę, mówiąc krótko chodzę na skróty.
Zginął człowiek. Zwykła, normalna kobieta, która mogła mieć dzieci i wnuki. Męża, który czeka na nią, chodź ona już nigdy nie wróci. Pamiętam gdy sama tak się czułam, gdy Zayn wyjechał. Chodź wiedziałam, że go nie zobaczę to i tak czekałam z tą przytłaczająca nadzieją.
                Potrzebuje z kimś pogadać, spojrzałam na komódkę, a tam mój telefon. Cały czas tam leżał? Naprawdę go nie zauważyłam. Żeby nie popaść w totalny rozłam wybrałam numer do osoby, która potrafi mnie podnieść na duchu, wysłuchać i doradzić
-Hallo?
-Cześć Victor

                Jednak wiem jedno Zayn ma rację nikt nie może się o tym dowiedzieć.
~ ~ ~ 
Dziś taki krótki, kolejny rozdział w przyszłym miesiącu. Proszę o komentarze. Porady i opinie. Może jakieś spostrzeżenia?Jak wam się podoba że będę dodawać muzykę do każdego rozdziału?
xo Izzy

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 12

~ ~ ~ 
Notka na początku, bo chciałam przeprosić za dłuższą nieobecność, więc PRZEPRASZAM
Pamiętajcie, że czym więcej komentarzy tym szybciej będzie kolejny rozdział. Dlatego zachęcam do KOMÓW to dla mnie motywacja. Za błędy jeszcze raz przepraszam . Nie przedłużając zapraszam!

-Zwariowałeś? –szepnęłam nieświadomie.
-Przeciśnie się twoja dupa przez okno? –zadał pytanie, ale jakby sam do siebie, równie cicho jak ja.

                Popatrzyłam na niego zdziwiona i lekko wystraszona. Co on zamierza? Co dalej? Ja przejdę przez to okienko i albo utknę, albo przecisnę się. Po co? Z natłoku dziwnych emocji w mojej głowie rodziło się tysiąc pytań, ale uświadomiłam sobie, że on albo się ze mnie nabija albo naprawdę jest chory psychicznie.
-To niedorzeczne! Nie mam zamiaru wykonywać czyiś poleceń, a tym bardziej twoich! –szybko zatkał mi ręką ust.
-Nie krzycz.
-Przestań! –odrzuciłam jego dłoń. –Czy ty siebie słyszysz? Najpierw mnie tu zamykasz, a potem karzesz wyjść, ale nie drzwiami –zaśmiałam się ironicznie –Dlaczego?
-Można powiedzieć, że te wyjście jest chwilowo nie do przejścia.
-A to jest –wskazałam na małe okienko, o które cały czas się rozchodzi.
                Nie wiem co się dzieje za tymi cholernymi drzwiami, ale mam tego serdecznie dosyć. Człowiek chce stąd wyjść i przeżyć w spokoju najbliższe dni, ale nie. Wykorzystując jego nieuwagę prześlizgnęłam się obok i zamaszyście otworzyłam drzwi. Zatkało mnie totalnie. Co do cholery!
                Mój instynkt nakazuje mi się schować za regałem. Z ukrycia mogę wszystko obserwować bez konsekwencji, dlatego bez przeszkód wychylam się ostrożnie. Widzę dwóch mężczyzn stojących do mnie tyłem. Obydwoje są średniego wzrostu, normalnej budowy, pierwszy, stojący bardziej bokiem do mnie ma koło trzydziestki albo to przez te zmarszczki na czole i zbliżone do rudości kolor włosy. Drugiego twarzy nie widzę, ale jest stanowczo chudszy. Każdy z nich na ramiona ma zarzuconą skórzana, czarną kurtkę, w ogóle cali ubrani są na czarno. Rozmawiają przy kasie z Cristin, tą miłą starszą panią, ale dźwięk otwieranych przeze mnie drzwi zwrócił ich uwagę, bo się obrócili. W tym samym czasie ja ponownie schowałam się za regałem i nie mogłam zobaczyć ich dokładniej.
-Czy widziałaś ich? –odezwał się mężczyzna, a ja znów mogłam ich podglądać.
Jeden z nich wyciągnął w stronę Cristin zdjęcie. Jej oczy się powiększyły, zdecydowanie się bała. Popatrzyła w moją stronę, a ja już wiedziałam kto jest na tych zdjęciach. Kobieta wpatrywała się we mnie, a ja pokręciłam przecząco głową.
-Odpowiedz! –po głosie wiedziałam że jeden jest zdecydowanie młodszy od drugiego.
-N-nie. Nikogo takiego nie widziałam.
                Mężczyźni popatrzyli po sobie. Młodszy schował rękę za kurtkę, a za chwile wyciągnął srebrny połyskujący metalem przedmiot, ale zaraz to broń! Lufę pistoletu przyłożył do skroni kobiety. Już miałam wstać i ich powstrzymać, ale koło mnie zmaterializował się Zayn i złapał za przedramię.
-Musimy iść –powiedział to z takim spokojem, jakby to było normalne, że obok nas chcą zamordować kobietę.
Jednak ja naprawdę nie mogę. Co jeśli ona ma dzieci, wnuki, rodzinę? Ma umrzeć za co? Za kogo? Przecież była dla mnie taka miła. Nie mogę jej tak zostawić, nie mam przecież serca z kamienia.
-Zła odpowiedź! –krzyknął oprawca kobiety wystrzelił.
                Słychać tylko huk wystrzału, a potem upadek kobiety. Z boku wysepki z kasą przy której stała Cristin widać jej głowę na podłodze, a po jakimś czasie powiększającą się kałuże jej bordowej krwi.

***
-Czemu nie chcesz wyjść na zewnątrz?
-Bo nie można,
-Dlaczego?
-B-bo...-już sama nie wiedziała.
-Właśnie! Chodź poznasz wreszcie kogoś –pociągnął ją za rękę.
                Młoda ciemno włosa dziewczyna nie miała już siły się przeciwstawiać, dlatego mu uległa, ale w głowie cały czas słyszała słowa rodziców, którzy zabronili jej oddalać się, a tym bardziej poznawać i rozmawiać z kimś obcym. Zawsze gdy chciała się pobawić to dostawała gry planszowe, skakankę albo nawet instrument, dla zabicia czasu. Jakoś nigdy nie ciągnęło jej na dwór, bo jej samotność była tak nużąca, że nic jej się nie chciało. Gdy On się pojawił wszystko się zmieniło. Nie chciała tego przyznać, ale w głębi duszy cieszyła się na to, ze w końcu ktoś rozjaśni tą nudną monotonną szarość, która ją ciągle otaczała. Przez tego chłopaka wszystko się zmienia. Jednak czym bliżej kierowali się drzwi wejściowych tym niepewność narastała.
-Nie mogę –wyrwała swoją chudziutką rękę z jego o wiele większej dłoni i się zatrzymała przed samym progiem domu.
-Jeśli chcesz żebym tu mieszkał to musimy wychodzić na przynajmniej spacery –zadrżała , ale chłopak widząc jej reakcje wiedział, że w taki sposób niczego nie zdziała. –Nie bój się przecież wiesz, że dopóki jestem przy tobie nic ci się nie stanie.
                Pokiwała delikatnie głową, ale nadal nie była pewna własnej decyzji. Rzadko się sprzeciwiała rodzicom, a gdy do tego dochodziło nie kończyło się to zbyt dobrze... Jednak widząc te czekoladowe oczy pełne otuchy, najzwyczajniej w świecie zmiękła. Nie ważnie już były konsekwencje. Po prostu wyszli razem i miała nadzieje, że będą się świetnie bawić.
-Cher! –usłyszała damski głos za sobą.
-Lot? Lot! –rzuciła się w ramiona przyjaciółki.
-Co tu robisz? Głupio to zabrzmiało, przepraszam. Ale jak?
Dziewczyny chodź rzadko się widziały to mówiły sobie wszystko. To była prawdziwa przyjaźń, na dobre i na złe. Dlatego gdy Cher kiwnęła głową na bruneta obok siebie, jej przyjaciółka od razu wiedziała czyja to sprawka.
-Chodźcie poznacie się z moimi przyjaciółmi, bo w końcu wy też nimi jesteście –szarpnęła Cher za rękę wiedząc, że chłopak i tak pójdzie za nią, bo miała brunetkę przy sobie.
                Nie szli zbyt daleko, bo ich „klan” miał siedzibę obok domu Lottie. Dziewczyna zauważyła niewielką altankę, która nie wydawała się stara dzięki pomalowanemu na mahoniowo drewnu, a zachodzące słońce dodawało temu miejscu niezwykłą intymność. W środku rozmawiało czterech nieznanych, jeszcze dziewczynie chłopaków, ale czuła, że zaraz to się zmieni, a jej przyjaciółka zdradzi jej ich imiona.
–Mój brat- Louis, to ten co je marchewkę, Niall z blond czupryną, to ten obok, potem Liam, a z szopą na głowie to Harry –wskazała po kolei palcem na chłopaków, którzy stali niedaleko. –Chłopaki! –jak na komendę wszyscy się odwrócili i podeszli . –To jest Cher i jej brat Zayn –widząc spojrzenie chłopaka dodała –Przyrodni.
                Cała grupa się przywitała się ze sobą. Jednak Harry z burzą loków na głowie i zielonymi, pełnymi niesamowitych iskierek oczami po uściśnięciu dłoni z Zaynem zatrzymał się na dłużej przy nowo poznanej brunetce, przyglądając się jej uważnie, z dziwną fascynacją.
-Cher –przedstawiła się powtórnie.
-Harry –ujął delikatnie jej dłoń. –Coś czuje, że będziemy najlepszymi przyjaciółmi –dziewczynie aż oddechu zabrakło –Paczką przyjaciół na całe życie.
Loczek uśmiechnął się promiennie do wszystkich i znów spojrzał ukrytkiem na Cher, Zayn wtedy pierwszy raz poczuł ukucie zazdrości o swoją „siostrę”.
-Możemy pójść nad rzekę –zaproponowała Lot, a chłopaki ochoczo pokiwali głową –Co ty o tym myślisz Cher?
-Cher?
-Cher!
***
-Cher!
                Potem słyszę tylko damski pisk, ale nie byle jaki, a mój własny. Stoję osłupiała. Oczy zachodzą mi mgłą, a zmysły jakby w jednej chwili się wyostrzyły, by potem kompletnie się wyłączyć. Jestem jak sparaliżowana, ale wszystko nagle nabrało błyskawicznego tempa. Jakaś męska silna dłoń złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia. Biegnę, a przynajmniej próbuje, bo moje nogi ledwo nadarzają za chłopakiem i co chwilę się plączą.
Pisk opon.
Hałas dochodzący z budynku.
Ktoś krzyczy.
Ktoś mnie pośpiesza.
Klapnięcie drzwi.
I już siedzę w samochodzie...
***
Budzę się, przez ból głowy. Gdzie jestem? Strasznie tu trzęsie. Uświadamiam sobie dopiero po chwili gdzie się znajduję. W samochodzie, a ból powstał przez okno, o którą co chwile spotyka się moja głowa. Słyszę kłótnie dwóch mężczyzn, ale kompletnie nie wiem o czym mówią. Czuje okropną suchość w gardle, ale boje się odezwać. Co właściwie się zdarzyło? Samochód się zatrzymuje, a ja lekko wystraszona wydaje dziwny dźwięk podobny do pisku, ale raczej jakiegoś nieznanego zwierzęcia. Przez szybkie zatrzymanie lecę do przodu, ale na szczęście pasy zatrzymują moje ciało o centymetr od siedzenie przede mną.
-O, Cher już nie śpisz –zauważył znajomy głos, to przecież Liam co on tu robi? –Już dojechaliśmy.

Gdzie? Przez okno pojazdu mogę dojrzeć tylko małe kropelki cieczy spadającej z nieba. Pada. Tylko tyle mogę zauważyć. Jednak gdy zaczęłam dokładnie analizować to miejsce uświadomiłam sobie, że znam je. Przy ulicy, na której stoimy znajduje się niewielki jednopiętrowy dom, który wygląda na opuszczony przez zgaszone świtała w środku, chodź na zewnątrz od jakiegoś czasu jest już ciemno. Posiada on małą werandę i wielkie okno kuchenne wychodzące na ulicę. Tynk trochę poodpadał w niektórych miejscach, ale nie wygląda to aż tak źle. Dach jest szpadzisty i koloru rudo miedzianego. Ogólnie dom wygląda na zadbany, tak jak trawnik przed nim. W okół całej posesji postawiony jest niewielki płotek z furtką. Zapamiętałam go trochę lepiej, inaczej?

P.S.
Na twitterze piszcie hasztagi #FFHumanRace 
xo Izzy


czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 11

Odwróciłam głowę w drugą stronę i założyłam na uszy słuchawki zamykając oczy, ale przed włączeniem muzyki jeszcze usłyszałam...
-I kto tu jest dzieciakiem –prychnął Zayn.
***
                Czując delikatne wibracja na siedzeniu, powoli się rozbudzam z krainy Morfeusza. Ręka drętwieje mi i przechodzi po niej to dziwne uczucie, jakby stado mrówek zaczynało prace przy mrowisku. Jestem przekonana, że na dłoni mam jakiś ciężar, ale w tym momencie nie przejmuje się tym. Nie otwieram jeszcze oczu, śniąc na jawie. Przez te kilka godzin snu w czasie lotu nic mi się nie śniło. Chodź w rzeczywistości minęło sporo czasu, czuje się jakbym zamknęła oczy, a po sekundzie je otworzyła.
-Proszę pana? Proszę zapiąć pasy i obudzić swoją dziewczynę.  Zaraz lądujemy –słyszę prawdopodobnie głos stewardessy.
Po chwili dziwne uczucie mrowienia znika, a pojawia się nowe na ramieniu.
-Cher? Zapnij pasy lądujemy –delikatny szept pieści moje ucho.
-Hmmm?
-Obudź się.
                Otwieram zaspane oczy i przecieram je wierzchem dłoni. Nie zastanawiając się chwili dłużej zapinam te pasy, ale ręce mi się trzęsą. Mówiłam już, że się boje latać?! Jednak najgorsze jest lądowanie. W końcu czyjeś dłonie pomagają mi zapiąć te przeklęte pasy, a ja patrzę zdziwiona na tą osobę, którą okazuje się oczywiście mój sąsiad, Zayn. Prycham na niego. Sama bym sobie dała radę. Nie potrzebuje jego pomocy. Kogo ja oszukuje? Jestem tak przerażona, że łapie mocno dłońmi za fotel przy moich nogach, wbijając w niego paznokcie. Czuję mocne turbulencje i czyjąś dłoń na mojej. Po chwili jest już po wszystkim.
***
                Razem z Zaynem kierujemy się w stronę wyjścia. Już przechodziłam przez bramki, kiedy zaczęły wydawać irytujący dźwięk. Ochrona od razu zareagowała i przyszła.
-Proszę panią ze mną.
Średniego wzrostu, normalnej budowy mężczyzna, koło trzydziestki o miedzianych włosach, dokładnie ogolony i z dużym wystającym nosie, jakby nie pasującym do reszty twarzy. Zaprowadził mnie do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. Wziął ode mnie paszport i inne papiery. Po co im te wszystkie druczki.
-No dobrze –zamyślił się na moment. –Czy ma pani przy sobie jakieś metalowe przedmioty?
                Czy przydatkiem nie powinien mnie o to zapytać przy bramkach? Już miałam taką sytuacje przez pasek od spodni, po zdjęciu go wszystko było dobrze, ale tym razem nic takiego nie miałam.
-Nie –odpowiedziałam znudzona.
-Trzeba będzie panią przeszukać.
Czyli co chce mnie zmacać? Jakiś obcy, obleśny facet? O nie! Już do mnie podchodził, ale chwila ogierze!
-Chcę by zrobił to kto inny i najlepiej kobieta.
-To nie jest koncert życzeń –cienka riposta.
                Przelała się miarka nie będzie się mądrzył.
-Słuchach mnie uważnie. Albo przyślesz tu kogoś innego, albo mój ojciec zrobi co w jego mocy, abyś jutro nie miał tej posady! –doskonale wiem, ze mój ojciec nie jest do tego zdolny, nawet bym go o to nie prosiła. –I wiem doskonale, że mam do tego pełne prawo!
-Już dobrze, spokojnie.
                Chyba się zirytował moim tonem głosu. Wyszedł z tego pokoju innymi drzwiami niż weszliśmy, do pomieszczenia obok. Jakiś czas go nie było więc w tym czasie mogłam się rozejrzeć. W rogu pomieszczenia stało biurko z masą różnych papierów i krzesło. Meble nie pierwszej świeżości, pewnie stoją tu bezużytecznie. Na środku był duży dywan w dziwnym sraczkowatym kolorze, na którym stałam. Żyrandol zakurzony, że można by rysować na nim , a przez te żarówki oczy mnie niemiłosiernie bolały.
                Po chwili drzwi, przez które wyszedł tamten facet, uchyliły się, a do sierotka wszedł młody chłopak.
-Co tu robisz? –odezwał się zdziwiony.
-Stoję nie widać.
-Przepraszam nie o to mi chodziło, raczej o to co się stało, że tu jesteś i kim jesteś? –powiedział łagodnie.
                Ten chłopak, tak chłopak, bo na oko ma z osiemnaście lat, jest dla mnie taki miły, a ja taka opryskliwa? Co ze mną nie tak.
-Teraz to ja przepraszam, jakiś facet mnie tu zaciągnął, na przeszukanie, wyszedł i nie wiem co mam robić.
-To pewnie Will, jak ma zły dzień to wyżywa się na innych.
-O –wymyka mi się.
                To podobnie jak ja, ale tego mu nie powiem pomyśli sobie, że jestem psychiczna. Cher od kiedy martwisz się o to co pomyślą inni? Ja naprawdę jestem psychiczna mówię do siebie w myślach
-Ale nie martw się możesz już iść, pewnie się śpieszysz. Wszystko mu wyjaśnię.
-Naprawdę –robię wielkie oczy. –Dzięki!
-Tak, nie ma za co. To bez sensu byś tu na niego czekała w nieskończoność..
-Dzięki jeszcze raz, jestem twoim dłużnikiem –nie mam pojęcia czemu to powiedziałam.
-W zasadzie możesz mi się teraz odwdzięczyć mówiąc mi swoje imię.
-Cher –wyciągam do niego rękę.
-Christopher Jacob Richardson –zachichotałam, jak te puste blondynki z filmów, może dlatego, że moje imię przy jego jest tak krótkie jak mój czas spędzony w szkole. –Masz rzadkie imię, czy to po tej piosenkarce? –ściska delikatnie moją dłoń.
-Tak mi się wydaje. Wiesz Chris –uśmiechnął się do mnie szczerze przez to jak zdrobniłam jego imię –Naprawę miło mi było cię poznać, ale muszę już iść.
-Ciebie też, do zobaczenia. Cher.
                I wyszłam tak po prostu, co za szczęście, że go poznałam, bo sama nie wiem ile bym tak jeszcze siedziała.
-Cher?! Cher!
                Jeszcze kilka razy ktoś mnie wołał, a ja z uśmiechem na twarzy odwróciłam się. Widząc Zayna mina mi od razu zrzedła. A kogo ty się spodziewałaś dziewczyno?!
-Gdzieś ty była!
-Jakbyś nie widział, jak mnie ochroniarz zabiera –przewróciłam oczami.
-Dobra nie ważne, chodź już.
Szarpnął za moje ramie, a ja od razu je wyrwałam. Co on sobie myśli nie jest moim ojcem, zresztą mój tatuś nawet aż tak się o mnie nie martwi. Razem poszliśmy w stronę postoju taksówek, który był trochę oddalony od lotniska, przez jakieś rozkopy, ale żadnego samochodu aktualnie nie było.
-Zadzwoń po taksówkę –on nie powiedział, tylko mi rozkazał.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić! –założyłam ręce na piersi.
-No przestań bachorze i dzwoń!
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie poprosiłeś.
-Co! Przecież właśnie to robię!
-Nie, ty mi rozkazujesz na każdym kroku!
-No dobrze –odetchnął, by się uspokoić i trochę ochłonąć. –Cher? Czy mogłabyś zadzwonić po taksówkę.
-Niech pomyślę? –udając zamyślenie odpowiadam. –Nie.
-Ty... kurwa żarty sobie ze mnie stroisz! –trochę go wkurwiłam i o to chodziło.
-Tak.
-A czemu księżniczka niby nie może zadzwonić!
-Telefon mi padł po tylu godzinach, a jeśli zapomniałeś to nadal mi go nie oddałeś.
-Co kurwa! Jesteś jakaś nienormalna?!
-A ty niby czemu nie zadzwonisz? Co cwaniaczku? –nachyliłam się do niego
-Bo mi też padła –powiedział już ze spokojem, a ja zaśmiałam się gorzko.
-Niedaleko powinna być stacja benzynowa  może tak znajdziemy telefon, bo nie opłaca nam się już wracać na lotnisko, po tych rozkopach –odezwał się pan wszechwiedzący i rozkazujący –Chodź Cher!
                No co zgapiłam się, ale szybko go dogoniłam.
***
Szliśmy już jakąś godzinę, może dwie. Byłam strasznie zmęczona i nie miałam na nic siły. Ta stacja miała być niedaleko. Mieliśmy iść max dwadzieścia minut, a nie razy dziesięć. Dobrze, że nie miałam ze sobą bagażu, a jest już u wujka.
-A właściwie to czemu nie zadzwoniłeś na lotnisku, czekając na mnie? Ktoś by nam na pewno pomógł.
-Pytałem się, ale nie udostępniają takich rzeczy.
-Albo po prostu tobie –prychnęłam pod nosem, ale chyba to usłyszał, bo się zatrzymał.
-Co to miało znaczyć?!
-To, że jesteś rządzicielem i na wszystkich się drzesz, chodź nie masz racji.
-Ja zawsze ją mam.
-Ta jasne –sarkazm załatwi wszystko. –Właśnie o takim zachowaniu mówię.
                Zayn coś jeszcze do mnie warczy, ale go nie słucham i idę dalej słysząc za sobą jego kroki.
***
                Nigdy więcej nie zgodzę się z tym idiotą. Jak można być takim hipokrytą. Szliśmy z dwie godziny zanim doszliśmy do tej durnej stacji benzynowej na jakimś uboczu. Chyba nie do końca Zaynowi chodziło o tą właśnie stację, ale niech się ciesz, że do jakiejś doszliśmy, bo inaczej bym mu łeb oderwała.
-Idę sobie kupić coś do jedzenia.
-Poczekaj na mnie chwilę ogarnę transport i kupie coś.
                Poszedł w stronę budki telefonicznej, która znajdowała się w środku małego sklepiku, obok kasy,  ale co ja go będę słuchać. Mam stać na środku jak idiotka? Poszłam za nim, a potem stanęłam obok, by go obserwować. Wziął słuchawkę telefoniczną i przyłożył do uch, drugą ręką szukając coś w kieszeni. Potem przytrzymując ramieniem słuchawkę o ucho zaczął szukać obiema rękoma czegoś w tych cholernie obcisłych, czarnych spodniach. Gdy już znalazł to czego szukał, a okazały się nimi pieniądze westchnął. Spojrzał na mnie z zawstydzoną miną.
-Masz drobne?
                Przewróciłam oczami. No tak oczywiście, że nie ma funtów i żadnych drobnych w tej walucie.
-Trzymaj –podałam mu trochę pieniędzy.
                Podeszłam do miło uśmiechającej się staruszki przy kasie, może ma coś do jedzenia, bo mój brzuch od jakiś dwudziestu minut odstawia mi operę.
-Kochanie są jedynie kanapki.
-To poproszę, obojętnie jaką.
Staruszka ma około sześćdziesiąt lat. Przy kości i niższa nawet ode mnie. Na swoją idealnie wyprasowaną białą koszulę narzucony ma kraciasty fartuszek. Włosy idealnie ułożone, a makijaż delikatny i elegancki. Jest strasznie miła i ciągle się uśmiecha. Ciekawe czy często tu ktoś przyjeżdża? Bo chyba się ucieszyła z naszych „odwiedzin”.
-Rzadko kiedy, ktoś nie stąd nas odwiedza. To jest małe miasteczko, a w okolicy wszyscy się znają po imieniu.
-Rozumiem –oczywiście, że nie rozumiałam, ja nawet nie znałam połowy sąsiadów
-Przyjechali państwo na urlop? Mogę polecić wspaniały hotel dla nowożeńców –puściła mi oczko.
-O nie nie nie, my nie jesteśmy razem. On jest tylko... moim bratem.
-Może się nie znam, ale nawet nie jesteście podobni.
-Przyrodnim.
Nie chciałam się zwierzać Cristin, ale w jej oczach był taki spokój. Skąd wiem jak się nazywa? Miała tak na plakietce, dziwne skoro wszyscy się tu znają to po co jej ta karteczka, może takie wymogi. Jej twarz pałała takim optymizmem i troską, której nie zaznałam wcześniej nawet od swojej rodzicielki. Czułam jakbym mogła jej powiedzieć nawet najmroczniejszy sekret, a ona zachowałaby go w bezpiecznym miejscu.
-Nie martw się kochana widzę jak na ciebie patrzy –przykryła swoją ręką moją, podając drugą bułkę –Wszystko się ułoży.
                Nie byłam tego taka pewna, ale z lekko przymuszoną wdzięcznością wysłałam w jej stronę delikatny uśmiech. Podziękowałam jej, chodź szczerze nie wiem czy za jedzenie, czy coś innego.
                Skierowałam się w stronę drzwi toalety. Zamaszyście je otworzyłam i tak samo szybko wpakowałam się do sierotka. Pomieszczenie było malutkie, nie wiem nawet czy zmieściłyby się tu dwie osoby, przez dużą wystającą umywalkę. Ściany i podłoga wyłożone są kafelkami, a dzięki małemu okienku do sierotka wlatywało orzeźwiające powietrze zewnątrz. W przeciwieństwie do umywalki toaleta była mała i nisko osadzona.
Musiałam trochę ochłoną tym całym lotem i tym co się dzieje. Nie chciałam tego. Wolałabym siedzieć spokojnie w znanym mi miejscu, w domu. Jednak tam nikt się nie liczy moim zdaniem odkąd pamiętam. Przez przypływ negatywnych emocji musiałam się ochłodzić, więc przepłukałam twarz wodą i odetchnęłam głęboko. Spojrzałam w lustro i zauważyłam, że młoda szatynka mi się przypatruje. Każdemu detalowi mojej twarz, a na końcu moim oczom wnikliwie i protekcjonalnie. Nie były już takie jak kiedyś lśniące i wesołe, teraz są smutne. Tą kobietą jestem ja. Kiedy się tak zmieniłam? Dawniej nigdy w życiu nie odważyłabym się powiedzieć komuś prosto w twarz prawdy, a tym bardziej tej brutalnej. Teraz strzelam prosto z mostu.
Moje dziwne, ale wnikliwe przemyślenia zakłócił dziwny huk. Chcąc dowiedzieć się o co chodzi podjęłam próbę otworzenia drzwi, ale na darmo. Spróbowałam jeszcze kilkakrotnie pchnąć je, ale nic. Te wadliwe drzwi były naprawdę cieniutkie, jak z kartonu, więc mogłabym w ostateczności  wyważyć je, ale wolałam nie demolować tutaj nic. Przyłożyłam ucho do „kartonu” i nasłuchiwałam. Słychać było tylko czyjś ciężki oddech i już wiedziałam.
-Zayn otwieraj!
Czekałam na odpowiedź , ale doczekałam się tylko ciszy.
-To nie jest śmieszne!
Krzyczałam coraz głośniej, ale na nic to się zdało.
-Zayn! –w desperacji zaczęłam walić w te cholerne drzwi.
                Nagle coś skrzypnęło, a ja uświadomiłam sobie, że to właśnie moja brama do wolności. Jednak pomyliłam się, bo zobaczyłam twarz mulata, wpychającego się do tego pomieszczenia.
-Ty cholerny idio...! –zatkał mi usta, a palec u drugiej ręki przykłada do swoich, co oznaczyło chyba bym była cicho?
Sama nie wiem czemu się posłuchałam. Może przez te oczy ich głębie. Są tak ciemne, że nie widzę gdzie zaczyna się zielenica. Podobnie jak u mnie z jego oczu nie da się z nich nic wyczytać, jakby całe uczucia ulotniły się kilka lat temu. Przez wspomniana z przeszłości w jednej chwili oprzytomniałam. Odskoczyłam od niego natychmiastowo. Jednak coś mi mówiło bym ten ostatni raz  się go posłucha i chodź przez chwilę być cicho. Po chwili kiwa głową, jakby z wdzięcznością.
-Zwariowałeś? –szepnęłam nieświadomie.

-Przeciśnie się twoja dupa przez okno? –zadał pytanie, ale jakby sam do siebie, równie cicho jak ja.

~ ~ ~ 
Długo czekaliście, ale mam nadzieje, że warto było. Podzielcie się ze mną co o tym sądzicie. I mam nadzieje że się nie załamaliście przez Zayna i popieracie go. Słyszeliście "I Won't Mind"? Do następnego i jak najszybciej.
xo Izzy
Komentarz = Motywejszyn

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział?

Jeśli jeszcze nie wiecie to Zayn oficjalnie odszedł z 1D (smputeczek), osobiście przykro mi się zrobiło (ryczałam), ale życie nadal trwa. Oby reszta chłopaków dalej dążyła do...teraz to już spełnili marzenia, czy o to właśnie chodzi, że zrobił to co zamierzał i skończył?

A co do ff? Więc tak na pewno będę pisać dalej i mam nadzieje, że jeśli Zayn był waszym ulubieńcem (ja tam kocham ich wszystkich nadal) to umili wam te opowiadanie.

Kiedy kolejny rozdział? Niedługo święta, więc na pewno nadrobię zaległości i pododaje kilka rozdziałów. 
Nie chcę się tłumaczyć, ale ostatnio byłam chora i miałam strasznie dużo do nadrobienia w szkole i jakoś tak wyszło, że nie było ani chwili wytchnienia, a nie chcę byle czego publikować.
Dobra Misiaczki mam nadzieje, że się trzymacie
xo Izzy