Odwróciłam głowę w
drugą stronę i założyłam na uszy słuchawki zamykając oczy, ale przed włączeniem
muzyki jeszcze usłyszałam...
-I kto tu jest
dzieciakiem –prychnął Zayn.
***
Czując
delikatne wibracja na siedzeniu, powoli się rozbudzam z krainy Morfeusza. Ręka drętwieje
mi i przechodzi po niej to dziwne uczucie, jakby stado mrówek zaczynało prace
przy mrowisku. Jestem przekonana, że na dłoni mam jakiś ciężar, ale w tym
momencie nie przejmuje się tym. Nie otwieram jeszcze oczu, śniąc na jawie.
Przez te kilka godzin snu w czasie lotu nic mi się nie śniło. Chodź w rzeczywistości
minęło sporo czasu, czuje się jakbym zamknęła oczy, a po sekundzie je
otworzyła.
-Proszę pana? Proszę zapiąć pasy i obudzić swoją
dziewczynę. Zaraz lądujemy –słyszę
prawdopodobnie głos stewardessy.
Po chwili dziwne uczucie
mrowienia znika, a pojawia się nowe na ramieniu.
-Cher? Zapnij pasy lądujemy –delikatny szept pieści moje
ucho.
-Hmmm?
-Obudź się.
Otwieram
zaspane oczy i przecieram je wierzchem dłoni. Nie zastanawiając się chwili
dłużej zapinam te pasy, ale ręce mi się trzęsą. Mówiłam już, że się boje
latać?! Jednak najgorsze jest lądowanie. W końcu czyjeś dłonie pomagają mi
zapiąć te przeklęte pasy, a ja patrzę zdziwiona na tą osobę, którą okazuje się
oczywiście mój sąsiad, Zayn. Prycham na niego. Sama bym sobie dała radę. Nie
potrzebuje jego pomocy. Kogo ja oszukuje? Jestem tak przerażona, że łapie mocno
dłońmi za fotel przy moich nogach, wbijając w niego paznokcie. Czuję mocne turbulencje
i czyjąś dłoń na mojej. Po chwili jest już po wszystkim.
***
Razem z
Zaynem kierujemy się w stronę wyjścia. Już przechodziłam przez bramki, kiedy
zaczęły wydawać irytujący dźwięk. Ochrona od razu zareagowała i przyszła.
-Proszę panią ze mną.
Średniego wzrostu, normalnej
budowy mężczyzna, koło trzydziestki o miedzianych włosach, dokładnie ogolony i
z dużym wystającym nosie, jakby nie pasującym do reszty twarzy. Zaprowadził
mnie do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. Wziął ode mnie paszport i inne
papiery. Po co im te wszystkie druczki.
-No dobrze –zamyślił się na moment. –Czy ma pani przy sobie
jakieś metalowe przedmioty?
Czy
przydatkiem nie powinien mnie o to zapytać przy bramkach? Już miałam taką
sytuacje przez pasek od spodni, po zdjęciu go wszystko było dobrze, ale tym
razem nic takiego nie miałam.
-Nie –odpowiedziałam znudzona.
-Trzeba będzie panią przeszukać.
Czyli co chce mnie zmacać? Jakiś
obcy, obleśny facet? O nie! Już do mnie podchodził, ale chwila ogierze!
-Chcę by zrobił to kto inny i najlepiej kobieta.
-To nie jest koncert życzeń –cienka riposta.
Przelała
się miarka nie będzie się mądrzył.
-Słuchach mnie uważnie. Albo przyślesz tu kogoś innego, albo
mój ojciec zrobi co w jego mocy, abyś jutro nie miał tej posady! –doskonale
wiem, ze mój ojciec nie jest do tego zdolny, nawet bym go o to nie prosiła. –I
wiem doskonale, że mam do tego pełne prawo!
-Już dobrze, spokojnie.
Chyba
się zirytował moim tonem głosu. Wyszedł z tego pokoju innymi drzwiami niż
weszliśmy, do pomieszczenia obok. Jakiś czas go nie było więc w tym czasie
mogłam się rozejrzeć. W rogu pomieszczenia stało biurko z masą różnych papierów
i krzesło. Meble nie pierwszej świeżości, pewnie stoją tu bezużytecznie. Na
środku był duży dywan w dziwnym sraczkowatym kolorze, na którym stałam.
Żyrandol zakurzony, że można by rysować na nim , a przez te żarówki oczy mnie
niemiłosiernie bolały.
Po
chwili drzwi, przez które wyszedł tamten facet, uchyliły się, a do sierotka
wszedł młody chłopak.
-Co tu robisz? –odezwał się zdziwiony.
-Stoję nie widać.
-Przepraszam nie o to mi chodziło, raczej o to co się stało,
że tu jesteś i kim jesteś? –powiedział łagodnie.
Ten
chłopak, tak chłopak, bo na oko ma z osiemnaście lat, jest dla mnie taki miły,
a ja taka opryskliwa? Co ze mną nie tak.
-Teraz to ja przepraszam, jakiś facet mnie tu zaciągnął, na
przeszukanie, wyszedł i nie wiem co mam robić.
-To pewnie Will, jak ma zły dzień to wyżywa się na innych.
-O –wymyka mi się.
To podobnie jak ja, ale tego mu
nie powiem pomyśli sobie, że jestem psychiczna. Cher od kiedy martwisz się o to
co pomyślą inni? Ja naprawdę jestem psychiczna mówię do siebie w myślach
-Ale nie martw się możesz już iść, pewnie się śpieszysz.
Wszystko mu wyjaśnię.
-Naprawdę –robię wielkie oczy. –Dzięki!
-Tak, nie ma za co. To bez sensu byś tu na niego czekała w
nieskończoność..
-Dzięki jeszcze raz, jestem twoim dłużnikiem –nie mam
pojęcia czemu to powiedziałam.
-W zasadzie możesz mi się teraz odwdzięczyć mówiąc mi swoje
imię.
-Cher –wyciągam do niego rękę.
-Christopher Jacob Richardson –zachichotałam,
jak te puste blondynki z filmów, może dlatego, że moje imię przy jego jest tak
krótkie jak mój czas spędzony w szkole. –Masz rzadkie imię, czy to po tej
piosenkarce? –ściska delikatnie moją dłoń.
-Tak mi się wydaje. Wiesz Chris –uśmiechnął się do mnie
szczerze przez to jak zdrobniłam jego imię –Naprawę miło mi było cię poznać,
ale muszę już iść.
-Ciebie też, do zobaczenia. Cher.
I
wyszłam tak po prostu, co za szczęście, że go poznałam, bo sama nie wiem ile
bym tak jeszcze siedziała.
-Cher?! Cher!
Jeszcze
kilka razy ktoś mnie wołał, a ja z uśmiechem na twarzy odwróciłam się. Widząc
Zayna mina mi od razu zrzedła. A kogo ty się spodziewałaś dziewczyno?!
-Gdzieś ty była!
-Jakbyś nie widział, jak mnie ochroniarz zabiera
–przewróciłam oczami.
-Dobra nie ważne, chodź już.
Szarpnął za moje ramie, a ja od
razu je wyrwałam. Co on sobie myśli nie jest moim ojcem, zresztą mój tatuś
nawet aż tak się o mnie nie martwi. Razem poszliśmy w stronę postoju taksówek,
który był trochę oddalony od lotniska, przez jakieś rozkopy, ale żadnego
samochodu aktualnie nie było.
-Zadzwoń po taksówkę –on nie powiedział, tylko mi rozkazał.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić! –założyłam ręce na
piersi.
-No przestań bachorze i dzwoń!
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie poprosiłeś.
-Co! Przecież właśnie to robię!
-Nie, ty mi rozkazujesz na każdym kroku!
-No dobrze –odetchnął, by się uspokoić i trochę ochłonąć.
–Cher? Czy mogłabyś zadzwonić po taksówkę.
-Niech pomyślę? –udając zamyślenie odpowiadam. –Nie.
-Ty... kurwa żarty sobie ze mnie stroisz! –trochę go
wkurwiłam i o to chodziło.
-Tak.
-A czemu księżniczka niby nie może zadzwonić!
-Telefon mi padł po tylu godzinach, a jeśli zapomniałeś to nadal mi go nie oddałeś.
-Co kurwa! Jesteś jakaś nienormalna?!
-A ty niby czemu nie zadzwonisz? Co cwaniaczku? –nachyliłam
się do niego
-Bo mi też padła –powiedział już ze spokojem, a ja zaśmiałam
się gorzko.
-Niedaleko powinna być stacja benzynowa może tak znajdziemy telefon, bo nie opłaca nam
się już wracać na lotnisko, po tych rozkopach –odezwał się pan wszechwiedzący i
rozkazujący –Chodź Cher!
No co
zgapiłam się, ale szybko go dogoniłam.
***
Szliśmy już jakąś godzinę, może
dwie. Byłam strasznie zmęczona i nie miałam na nic siły. Ta stacja miała być
niedaleko. Mieliśmy iść max dwadzieścia minut, a nie razy dziesięć. Dobrze, że
nie miałam ze sobą bagażu, a jest już u wujka.
-A właściwie to czemu nie zadzwoniłeś na lotnisku, czekając
na mnie? Ktoś by nam na pewno pomógł.
-Pytałem się, ale nie udostępniają takich rzeczy.
-Albo po prostu tobie –prychnęłam pod nosem, ale chyba to
usłyszał, bo się zatrzymał.
-Co to miało znaczyć?!
-To, że jesteś rządzicielem i na wszystkich się drzesz,
chodź nie masz racji.
-Ja zawsze ją mam.
-Ta jasne –sarkazm załatwi wszystko. –Właśnie o takim
zachowaniu mówię.
Zayn
coś jeszcze do mnie warczy, ale go nie słucham i idę dalej słysząc za sobą jego
kroki.
***
Nigdy
więcej nie zgodzę się z tym idiotą. Jak można być takim hipokrytą. Szliśmy z
dwie godziny zanim doszliśmy do tej durnej stacji benzynowej na jakimś uboczu.
Chyba nie do końca Zaynowi chodziło o tą właśnie stację, ale niech się ciesz,
że do jakiejś doszliśmy, bo inaczej bym mu łeb oderwała.
-Idę sobie kupić coś do jedzenia.
-Poczekaj na mnie chwilę ogarnę transport i kupie coś.
Poszedł
w stronę budki telefonicznej, która znajdowała się w środku małego sklepiku,
obok kasy, ale co ja go będę słuchać. Mam
stać na środku jak idiotka? Poszłam za nim, a potem stanęłam obok, by go
obserwować. Wziął słuchawkę telefoniczną i przyłożył do uch, drugą ręką szukając
coś w kieszeni. Potem przytrzymując ramieniem słuchawkę o ucho zaczął szukać obiema
rękoma czegoś w tych cholernie obcisłych, czarnych spodniach. Gdy już znalazł
to czego szukał, a okazały się nimi pieniądze westchnął. Spojrzał na mnie z
zawstydzoną miną.
-Masz drobne?
Przewróciłam
oczami. No tak oczywiście, że nie ma funtów i żadnych drobnych w tej walucie.
-Trzymaj –podałam mu trochę pieniędzy.
Podeszłam
do miło uśmiechającej się staruszki przy kasie, może ma coś do jedzenia, bo mój
brzuch od jakiś dwudziestu minut odstawia mi operę.
-Kochanie są jedynie kanapki.
-To poproszę, obojętnie jaką.
Staruszka ma około sześćdziesiąt
lat. Przy kości i niższa nawet ode mnie. Na swoją idealnie wyprasowaną białą
koszulę narzucony ma kraciasty fartuszek. Włosy idealnie ułożone, a makijaż
delikatny i elegancki. Jest strasznie miła i ciągle się uśmiecha. Ciekawe czy
często tu ktoś przyjeżdża? Bo chyba się ucieszyła z naszych „odwiedzin”.
-Rzadko kiedy, ktoś nie stąd nas odwiedza. To jest małe
miasteczko, a w okolicy wszyscy się znają po imieniu.
-Rozumiem –oczywiście, że nie rozumiałam, ja nawet nie
znałam połowy sąsiadów
-Przyjechali państwo na urlop? Mogę polecić wspaniały hotel
dla nowożeńców –puściła mi oczko.
-O nie nie nie, my nie jesteśmy razem. On jest tylko... moim
bratem.
-Może się nie znam, ale nawet nie jesteście podobni.
-Przyrodnim.
Nie chciałam się zwierzać
Cristin, ale w jej oczach był taki spokój. Skąd wiem jak się nazywa? Miała tak
na plakietce, dziwne skoro wszyscy się tu znają to po co jej ta karteczka, może
takie wymogi. Jej twarz pałała takim optymizmem i troską, której nie zaznałam
wcześniej nawet od swojej rodzicielki. Czułam jakbym mogła jej powiedzieć nawet
najmroczniejszy sekret, a ona zachowałaby go w bezpiecznym miejscu.
-Nie martw się kochana widzę jak na ciebie patrzy –przykryła
swoją ręką moją, podając drugą bułkę –Wszystko się ułoży.
Nie
byłam tego taka pewna, ale z lekko przymuszoną wdzięcznością wysłałam w jej
stronę delikatny uśmiech. Podziękowałam jej, chodź szczerze nie wiem czy za
jedzenie, czy coś innego.
Skierowałam się w stronę drzwi
toalety. Zamaszyście je otworzyłam i tak samo szybko wpakowałam się do
sierotka. Pomieszczenie było malutkie, nie wiem nawet czy zmieściłyby się tu
dwie osoby, przez dużą wystającą umywalkę. Ściany i podłoga wyłożone są
kafelkami, a dzięki małemu okienku do sierotka wlatywało orzeźwiające powietrze
zewnątrz. W przeciwieństwie do umywalki toaleta była mała i nisko osadzona.
Musiałam trochę ochłoną tym całym
lotem i tym co się dzieje. Nie chciałam tego. Wolałabym siedzieć spokojnie w
znanym mi miejscu, w domu. Jednak tam nikt się nie liczy moim zdaniem odkąd
pamiętam. Przez przypływ negatywnych emocji musiałam się ochłodzić, więc
przepłukałam twarz wodą i odetchnęłam głęboko. Spojrzałam w lustro i
zauważyłam, że młoda szatynka mi się przypatruje. Każdemu detalowi mojej twarz,
a na końcu moim oczom wnikliwie i protekcjonalnie. Nie były już takie jak
kiedyś lśniące i wesołe, teraz są smutne. Tą kobietą jestem ja. Kiedy się tak
zmieniłam? Dawniej nigdy w życiu nie odważyłabym się powiedzieć komuś prosto w twarz
prawdy, a tym bardziej tej brutalnej. Teraz strzelam prosto z mostu.
Moje dziwne, ale wnikliwe
przemyślenia zakłócił dziwny huk. Chcąc dowiedzieć się o co chodzi podjęłam
próbę otworzenia drzwi, ale na darmo. Spróbowałam jeszcze kilkakrotnie pchnąć
je, ale nic. Te wadliwe drzwi były naprawdę cieniutkie, jak z kartonu, więc
mogłabym w ostateczności wyważyć je,
ale wolałam nie demolować tutaj nic. Przyłożyłam ucho do „kartonu” i
nasłuchiwałam. Słychać było tylko czyjś ciężki oddech i już wiedziałam.
-Zayn otwieraj!
Czekałam na odpowiedź , ale doczekałam się tylko ciszy.
-To nie jest śmieszne!
Krzyczałam coraz głośniej, ale na nic to się zdało.
-Zayn! –w desperacji zaczęłam walić w te cholerne drzwi.
Nagle coś skrzypnęło, a ja
uświadomiłam sobie, że to właśnie moja brama do wolności. Jednak pomyliłam
się, bo zobaczyłam twarz mulata, wpychającego się do tego pomieszczenia.
-Ty cholerny idio...! –zatkał mi usta, a palec u drugiej
ręki przykłada do swoich, co oznaczyło chyba bym była cicho?
Sama nie wiem czemu się
posłuchałam. Może przez te oczy ich głębie. Są tak ciemne, że nie widzę gdzie
zaczyna się zielenica. Podobnie jak u mnie z jego oczu nie da się z nich nic
wyczytać, jakby całe uczucia ulotniły się kilka lat temu. Przez wspomniana z
przeszłości w jednej chwili oprzytomniałam. Odskoczyłam od niego
natychmiastowo. Jednak coś mi mówiło bym ten ostatni raz się go posłucha i chodź przez chwilę być
cicho. Po chwili kiwa głową, jakby z wdzięcznością.
-Zwariowałeś? –szepnęłam nieświadomie.
-Przeciśnie się twoja dupa przez okno? –zadał pytanie, ale
jakby sam do siebie, równie cicho jak ja.
~ ~ ~
Długo czekaliście, ale mam nadzieje, że warto było. Podzielcie się ze mną co o tym sądzicie. I mam nadzieje że się nie załamaliście przez Zayna i popieracie go. Słyszeliście "I Won't Mind"? Do następnego i jak najszybciej.
xo Izzy
Komentarz = Motywejszyn