-Wiedziałem,
że się posłuchasz.
Spojrzał
na niego jak na idiotę.
-Wsiadłaś
do samochodu –wyszczerzył się przebiegle.
-Czy
nawet w takich sytuacjach musisz komentować –wywróciłam oczami.
***
-Kurwa znowu! Jak można być takim idiotom –warknęłam.
–Rozumiem raz ci się zdarzyło, ale czy teraz też to musiało się stać.
-To nie moja wina!
-Jak to nie, a czyj samochód. Jesteś
nieodpowiedzialnym dupkiem!
Mogłabym
tak kląć na Zayna całymi dniami, ale uciszyłam się przez deszcz, który mi
przeszkadzał. Szliśmy już od godziny do tego przeklętego lotniska i znowu z
winy Zayna. Kto normalny nie tankuje samochodu, tylko jeździ na rezerwie? Tak masz racje dupek, który idzie za mną.
-Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi.
Miarka
się przebrała.
Odwróciłam
się gwałtownie w jego stronę.
-Zamknij się! –krzyknęłam, a wszystko ucichło nawet
Zayn. –Jesteś nienormalny –tknęłam go palcem w klatkę piersiową. –Nieodpowiedzialnym
dupkiem, dzieciakiem.
-A ty małą puszczalską ździrą, która zachowuje się gorzej niż dziecko -spoliczkowałam go -odszedł, tak po prostu!
-A ty zawsze mnie zostawiasz!Najlepiej się wycofać! Jedyne co potrafisz to uciekać bez słowa! -wiedział, że nie mówię tylko o tym razie.
Dalsza
droga przebiegła w ciszy przy akompaniamencie kropli deszczu spadających na
ulicę.
***
-Uwag,
uwaga, każdy lot do Stanów Zjednoczonych został odwołany przez problemy
atmosferyczne, przepraszamy za utrudnienia. Powtarzam...-kobieta
na lotnisku, w megafonie powtórzyła tą samą informacje.
Większość ludzi rzuciła
się do wyjścia. Po co przecież tam nic nie ma.
-Cher, rusz się! –krzyknął Zayn i popędził w stronę
drzwi frontowych, jak większość ludzi.
Starałam
się za nim nadążyć, ale było to mega trudne przy moim wzroście i krótkich
nogach. Ludzie nie miłosiernie się pchali.
-Po co oni tak tam biegną?! –krzyknęłam w stronę Zayna.
-Chyba nie chcesz spać na lotnisku?! –starał się
przekrzyczeć tłum –Każdy chce złapać taxówkę.
Gdy
znaleźliśmy się już na dworze nie było już ani jednego samochodu.
-Co robimy? –zaczynało być mi trochę zimno, gdyż nadal
byłam mokra od naszej ponad godzinnej wędrówki, więc ogrzewałam się, trąc
dłońmi ramiona.
-Coś wymyśle, ok! –odwrócił się do mnie tyłem.
Nie potrafi się
przyznać, że nie ma zielonego pojęcia co dalej.
Nastała
głucha cisza. Czułam się niezręcznie stojąc w wejściu na lotnisko, gdzie ludzie
się rozchodzili, zastawiając nas wkrótce
samych. Czekałam, aż w końcu „coś wymyśli”, ale to nie następowało.
-Wypożyczalnia –mruknęłam.
-Co?
-Spójrz! –przepchnęłam się przez niego, w kierunku
tabliczki. Jak on mógł jej nie zauważyć. –Wypożyczalnia samochodów.
***
-Dajcie mi jakiś samochodów –Zayn odezwał się nie miło
do znudzonej pracownicy.
One nie przejęła się nim zbytnio, bo oparta o blat owinęła sobie gumę do żucia wokół palca, a potem z powrotem wsadziła ją do buzi. Ohyda.
-Przykro mi kochaniutki, ale nic ma mamy.
-Co ty gadasz przecież to wypożyczalnia właśnie AUT -pokreślił ostatnie słowo.
-Było przyjść minutę wcześniej, może wtedy coś by się
znalazło. A teraz przepraszam idę na przerwę.
-Ale ja potrzebuje tego samochodu –mruknął załamany,
ale pracownica prawdopodobnie tego nie słyszała, bo po prostu wyszła.
Chyba
pierwszy raz widziałam chłopaka tak smutnego. Potrzebowaliśmy jakieś podwózki,
żeby załatwić benzynę i dostać się do naszego samochodu, a tak tkwiliśmy na
lotnisku z niczym, nawet nie mając jak się przebrać z mokrych ciuchów, bo
wszystko zostawiliśmy w aucie. Najgorsze jednak było to, że dwójka moich
najlepszych przyjaciół jest już prawdopodobnie za oceanem, a ja do teraz nie
wiem co się z nimi dzieje, a na domiar złego telefon mi padł.
Podeszłam
do Zayna, a swoją dłoń umieściłam na jego barku pocierając go lekko przy tym. Czarnowłosy
na mój dotyk się wzdrygnął, ale nadal stał w miejscu. Spuścił głowę i lekko ją
pokręcił, jakby bił się ze swoimi myślami.
-Dlaczego musi tak być między nami? Dlaczego wiecznie
musimy się kłócić?-powiedziałam niby sama do siebie ale chyba czarnowłosy to usłyszał.
-Co?...Nie wiem –westchnął. –Po prostu tak to jest
w...-zaciął się jakby bolało go to co miał zamiar powiedzieć.
-W rodzinie. O to ci chodziło?
-Tak –odwrócił się do mnie. –Nie tak miało być?
–powiedział chyba do siebie, bo ja nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Ale wiem jedno. I tak zawsze dojdziemy do punku wyjścia. Będziemy się kłócić, a ty zawsze będziesz przy mnie –jego oczy
zalśniły –W końcu jesteś moim starszym bratem.
-To nie znaczy, że muszę cię pilnować na każdym kroku!
–o co mu znowu chodziło. –Ale chce to robić.
Zrobił
krok w moją stronę. Nawet nie zauważyłam, że za każdym moim słowem on
przybliżał się do mnie. W końcu teraz dzielą nas jakieś dwadzieścia
centymetrów. Dopiero teraz zauważyłam jak się zmienił. Jego oczy wyblakły i
jakby były wiecznie smutne. Nie ma w nich tych iskierek radości. Nad ustami
widniała drobna blizna, którą można było tylko zauważyć, gdy się stało przy nim
naprawdę blisko. Na pewno nie miał jej wcześniej. Włosy mu urosły i jakby
ściemniały.
Nagle
mnie przytulił. Objął wielkimi łapskami moją talię, a głowę wtulił w moją
szyję, jakby szukając ciepła. Przez chwile czułam się zdezorientowana i nie
wiedziałam co zrobić z rękami. W końcu odważyłam się i także go objąć. Nie wiem
jak długo tak staliśmy, ale nieświadomie zamknęłam oczy. Było mi naprawdę miło
i już nie marzłam.
-Jesteś mokra –szepnął mi do ucha, a ja zachichotałam.
Będąc
z Harrym w takiej sytuacji, na pewno nie chodziłoby mu o moje ubranie, ale
Hazzy nie ma tu. Jestem teraz z Zaynem i chyba mi odbiło.
-Ty też.
-Idź do łazienki –popchnął mnie w stronę pary drzwi
nieopodal.
Posłusznie
poszłam tam, gdzie mi kazał, ale jeszcze na chwile się odwróciłam, żeby na
niego spojrzeć. Przy uchu miał telefon, ale po chwili go oderwał i przeklął pod
nosem. Prawdopodobnie do kogoś nie dodzwonił się lub także mu się rozładowała komórka.
Stając
przed umywalkami i łazienkowym lustrem wystraszyłam się własnego odbicia.
Wyglądałam jakby ktoś podbił mi oko, przez rozmazany tusz. Zmyłam mydłem cały
makijaż i przeczesałam palcami włosy.
***
Wychodząc
z łazienki wpadłam na czyjś twardy tors. Czasem słabo być Niziołkiem.
-Znowu się spotykamy Cher –posłał mi swój najsłodszy
uśmiech.
-Chris?
-We własnej osobie.
-Co ty tu robisz.
-Zapomniałaś jak się poznaliśmy pracuje tu, mała. Raczej co
ty tu robisz, w takim stanie –obejrzał mój stan, który prezentował się znośnie,
gdyby nie te wilgotne, wymemłane ciuchy. –Zaraz zamykają lotnisko, a i tak
odwołali wszystkie loty.
-Wiesz najpierw ten samochód, zabrakło benzyny, potem ten deszcz i jeszcze
komórka –mówiłam bez ładu i składu. –Nieważne to długa historia. W skrócie?
–pokiwał głową na tak. –Utknęłam tu.
-Czemu nie mówisz od razu. Wybieram się do Francji, do
ciotki, jak chcesz mogę cie podwiesić gdziekolwiek chcesz. I trak czeka mnie
długa podróż przez kanał La Mache.
W
jednej chwili się ucieszyłam, że jakiś baran chce mnie podwieść za free, ale
potem pomyślałam, że Chris jest za dobry dla mnie.
-Nie chce być problemem pewni i tak je masz za tamte
uratowanie mnie.
-Problemy mam różne, ale ty na pewno nim nie jesteś.
Jedziesz ze mnie i bez żadnych dyskusji.
-Dziękuje.
- Christopher Jacob Richardson do twoich usług
lejdi.
-Chris nie wygłupiaj się –zachichotałam jak idiotka, kolejny raz w
jego towarzystwie. –Mam tylko pytanie masz dużo miejsca w samochodzie.
-Wystarczająco –objął mnie w tali i zabawnie poruszył
brwiami.
-Idioto, nie o to mi chodziło –trzepnęłam go
w ramie, śmiejąc się przy tym.
-Nie martw się jest sporo miejsca. Zabierz
wszystko co chcesz.
-Ale ja...
-Wszystko co chcesz –powiedział dobitnie.
–Spotkamy się na parkingu, muszę jeszcze coś załatwić z szefem.
-Okey –wzruszyłam ramionami.
Znalezienie
Zayna nie było takie trudne. Siedział na lotniskowych krzesełkach sam jak palec,
a twarz miał schowaną w dłoniach.
-On nas podwiezie –skazałam na oddalającego
się Chrisa.
-Kto to?
-Chris.
-Oszalałaś. Nie znamy go.
-To Chris.
-A jeśli to jakiś wariat?
-Dlatego biorę ciebie ze sobą. Jakby co to
ciebie pierwszego zaatakuje.
-O milutko –odpowiedział sarkastycznie. –A co
jeśli ja jestem niebezpieczny?
Zaczekam
się śmiać na cale gardło. Na szczęście nie było już ludzi i lotnisko zamykano,
bo by mnie oskarżono o branie czegoś, ale mina Zayna był bezcenna. Wyglądał na
urażonego ale jednocześnie na złego.
-Dobra przestań już zrozumiałem, ze nie
bierzesz mnie na poważne.
Meegaa 😀😀
OdpowiedzUsuńCzekam na next 😊😊
Nierozumiem czemu nic nie dodajesz
OdpowiedzUsuńNierozumiem czemu nic nie dodajesz
OdpowiedzUsuń